Marcin Olak Poczytalny - Zagramy?

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Lubię święta. Oczywiście to całe szaleństwo zakupów jest szkodliwe. I nadmiar wszystkiego, zwłaszcza jedzenia. I nieznośnie słodkie, wszechobecne, świąteczne przeboje, tego się przecież nie da słuchać… Ale i tak widzę więcej plusów. Dużo więcej. Święto w swej istocie religijne, o głębokim, duchowym znaczeniu, obrosło mnóstwem uroczych zwyczajów, które sprawiają, że nawet niewierzący zasiądą do wigilijnej kolacji, obdarują się prezentami, ubiorą choinkę – ba, niektórzy nawet zaśpiewają kolędy!

No właśnie, kolędy. Pisałem już o tym rok temu, ale – proszę mi wybaczyć – powtórzę się. To tak wyjątkowy moment, że po prostu wstyd byłoby to przegapić, i dlatego właśnie powtórzę, że kolędy to świetny pomysł, i że śpiewać je należy. Nie chodzi tu o sam repertuar, o którym, nawiasem mówiąc, też można by kilka ciekawych rzeczy napisać. Chodzi o szansę, o możliwość pomuzykowania. Otóż w ten jeden dzień w roku każdy – absolutnie każdy – może zupełnie bezkarnie coś zaśpiewać i zagrać. Brak umiejętności pozostanie niedostrzeżony, błędy wybaczone. I wszyscy chętnie się włączą. Normalnie magia świąt.

Nie pamiętam kto to powiedział – to zresztą nieważne, co jakiś czas ta myśl powraca ubrana w coraz to inne słowa. Ale w swej istocie jest taka sama – żeby słuchać muzyki i rozumieć muzykę trzeba przynajmniej spróbować coś zagrać. Choćby nieporadnie, choćby na grzebieniu – ale koniecznie z własnej woli, chętnie, bez przymusu. Co oznacza, że traumatyczne próby wydobycia dźwięku z plastikowego fletu prostego w ramach wychowania muzycznego w szkole podstawowej się nie liczą. W takiej sytuacji nigdy nie pojawi się przyjemność z grania, nie ma szans na jakiekolwiek zaangażowanie. I przede wszystkim nigdy nie doświadczy się tego niesamowitego momentu, gdy z niczego, z ciszy – choćby i nocnej – wyłania się rytm, melodia. To cieszy, wzrusza. Niektórych uzależnia, ale akurat takiego uzależnienia serdecznie Państwu życzę, na święta i tak w ogóle.

W tym momencie w zasadzie należy przestać teoretyzować, trzeba złapać ten moment. Dlatego bardzo proszę o przyniesienie z piwnicy zapomnianej gitary, dzwonków, przyda się nawet ten nieszczęsny plastikowy flecik. Jeśli ktoś zdąży, można szybko pobiec do muzycznego i kupić choćby ukulele. Kazoo. Cokolwiek. Teksty kolęd można znaleźć w internecie. Pod pretekstem liczenia pierogów można zamknąć się na godzinę w kuchni i przemruczeć kolędy. Wszyscy je znamy, ale drobna próba nie zaszkodzi. A następnie, przy wigilijnym stole wyjmujemy uprzednio wydrukowane teksty kolęd, rozdajemy współbiesiadnikom i intonujemy. To naprawdę proste. I fajne.

Po takim doświadczeniu zupełnie inaczej słucha się muzyki. Głębiej, w bardziej osobisty sposób – tak, jak powinno się słuchać. Nie ma się co oszukiwać, wychowanie muzyczne w szkołach w zasadzie nie istnieje. Niektórzy z nas poszli do jakichś szkół muzycznych, grali w amatorskich zespołach, śpiewali w chórze – ale obawiam się, że większość nie miała tyle szczęścia. A to oznacza, że po prostu nie wolno przepuszczać okazji na wspólne muzykowanie. Każdy taki moment jest ważny, wyjątkowy i potrzebny.

Dlatego jeszcze raz powtórzę: bardzo proszę śpiewać kolędy. Grać. Mruczeć. Cokolwiek. To ważne.

To jak, zagramy?