Marcin Olak Poczytalny - Seymour czyta konstytucję

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Na wszelki wypadek, gdyby – co w sumie niewykluczone – umknęło to Państwa uwadze, chciałbym zauważyć, że Seymour czyta konstytucję. No cóż, może nie w takim dosłownym sensie, bo Philip Seymour Hoffman, amerykański aktor i reżyser filmowy, laureat Oscara i kilku innych nagród, zmarł w 2014 r. A zatem czytać już nie może. Ale właśnie tak przyśnił się pewnemu pianiście – stał w drzwiach i czytał konstytucję, czysty surrealizm. Ten sen był na tyle niecodzienny i inspirujący, że stał się tytułem najnowszej płyty tego pianisty - „Seymour Reads The Constitution!”. Tym pianistą jest Brad Mehldau.

Seymour najprawdopodobniej czytał konstytucję amerykańską. Ale przecież każdy, kto kiedykolwiek zainteresował się choćby pobieżnie psychoanalizą, wie, że sny są przestrzenią symboliczną. Zresztą czytanie konstytucji, choćby i wyśnione, jest aktem symbolicznym i na swój sposób doniosłym. Konstytucja jest przecież czymś fundamentalnym, definiującym przestrzeń społeczną. Jest podstawą wszystkich innych aktów prawnych. Jej czytanie jest w jakimś sensie odwołaniem się do podstaw, do źródeł. I, co warto przypominać, konstytucja nie powinna nigdy i pod żadnym pozorem być naciągana, reinterpretowana czy, nie daj Boże, łamana. A każdy, kto konstytucję złamie, powinien ponieść jak najsurowsze konsekwencje. Nic nie poradzę, że ten tekst w tym momencie nabrał nieco politycznego charakteru – było nie łamać i nie naciągać.

Płyta Mehldaua jest ze wszech miar warta posłuchania. Jest po prostu świetna, zabawna, błyskotliwa. Można wsłuchać się w całość, ale można też wyłapywać smaczki, takie easter eggs. Uważny słuchacz zauważy choćby cytat z popularnej piosenki bożonarodzeniowej… I nic na to nie poradzę, że fragment zimowego przeboju stał się jajkiem wielkanocnym, może to kolejny poziom tego żartu? Ale ja, zainspirowany tytułem, słucham dziś tej płyty inaczej.

Nie da się ukryć, że jest to album jazzowy. Mehldau oczywiście w swoich improwizacjach bawi się konwencjami, wychodzi poza idiom – ale płyta jest w swej istocie jazzowa. Taka jest forma utworów, ich kompozycja, sposób ich rozwijania. Jazz w jakiś sposób konstytuuje ten album, choć przecież w niczym to nie ogranicza artystów. Formuła jazowa staje się płaszczyzną spotkania i porozumienia dla muzyków, ale także dla słuchaczy. Jeśli ktoś słucha jazzu, to bez trudu zrozumie, co dzieje się tej płycie – a nie są to rzeczy oczywiste. Będzie w stanie śledzić przebieg utworów i zrozumie nieprosty przecież język, w którym mówią artyści. Estetyka jazzowa stanowi tu dla muzyków i słuchaczy przestrzeń w której można się spotkać, porozumieć, zrozumieć.

Ta sytuacja staje się dla mnie punktem wyjścia do kolejnych refleksji o konstytucji. Przecież podobnie jest w przestrzeni publicznej – konstytucja określa podstawowe prawa i obowiązki obywateli i władz, niezależnie od ich przekonań czy poglądów. Definiuje przestrzeń, w której każdy obywatel, niezależnie od dzielących nas różnic, powinien być w stanie znaleźć swoje miejsce. Bez dzielenia na lepszych i gorszych. Konstytucja dlatego jest ważna, że na niej opieramy podstawy interakcji społecznych. Bez niej próba porozumienia się wobec jakichkolwiek sprzeczności, które przecież muszą wystąpić, jest w zasadzie skazana na porażkę – bo podstawiona punktu odniesienia. Nie ma o co się oprzeć, nie ma jak zobiektywizować zajmowanych stanowisk. Nie da się znaleźć wspólnego punktu widzenia, bo nie sposób odnieść się do obiektywnych i powszechnie uznawanych racji. Wygrywa ten, kto w tym momencie jest silniejszy, kto mocniej będzie obstawał przy swoim – ale to rodzi chęć odwetu, to nie załatwia sprawy. Konstytucja naprawdę jest ważna i potrzebna.

Ups, trochę odjechałem. Przecież konstytucja w tytule płyty była wyśniona, ten album nie jest o tym. To po prostu osiem pięknych utworów. Melodyjnych, niebanalnych. Wspaniale zagranych. Takich, do których jeszcze nie raz wrócę. I w zasadzie wolałbym pisać tylko o tym – o dźwiękach, współbrzmieniach i interakcjach. To dla mnie jest dużo ciekawsze, bardziej moje. Ale mam wrażenie, że czasem po prostu trzeba odpłynąć w stronę rzeczywistości, choćby i niechętnie. Bo, skoro Seymour zaczął wędrować po snach, to mógłby przyśnić się i mi, i wypomnieć zaniedbanie. I co wtedy? Tak właściwie to jest kilku ludzi, którym taki sen mógłby się przydać. Mogliby w nim na przykład usłyszeć: nie bądź bezpieczny, pianista pamięta. Zresztą nie tylko pianista…