Marcin Olak Poczytalny - Przepraszam, dziś nie napiszę o muzyce. Nie jestem w stanie.

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

W miniony poniedziałek zmarł prezydent Gdańska. Zabity przez człowieka powodowanego nienawiścią, chęcią odwetu. Tak, napastnik najprawdopodobniej jest osobą o niestabilnej psychice, ale owa nienawiść, złość i chęć zemsty nie zostały przez niego zmyślone.

Nie jest prawdą, że ta agresja pojawiła się nie wiadomo skąd, może jako skutek uboczny, czy ja wiem, upadku obyczajów, czy porzucenia tradycyjnych wartości. Ten cały hejt zaczął się w polityce, stamtąd rozlał się dalej. No cóż, język agresji jest, jak sądzę, atrakcyjnym narzędziem dla polityków. Pozwala nasycić słowa emocjami – a że tymi najgorszymi? No cóż, zawsze to emocje, to działa. Owszem, działa, ale ma też skutki uboczne. Jeśli przez lata będziemy tłumaczyć biednym, sfrustrowanym ludziom, że za ich nieszczęścia odpowiadają zdradzieckie mordy, kanalie i imigranci, to w końcu ktoś sięgnie po nóż. Obawiam się, że to nieuniknione - wszędzie tam, gdzie rządzą populiści, wcześniej czy później leje się krew. Nie można bawić się bezkarnie lękami i obawami ludzi, ich bezradnością i frustracją. Populiści, zamiast rozwiązywać problemy, szukają winnych i na nich przerzucają odpowiedzialność za wszystkie nieszczęścia. Wobec takiej polityki problemy pozostają nierozwiązane, ale dodatkowo pojawia się gniew, złość, nienawiść. A mowa nienawiści w końcu przerodzi się w motywowane nienawiścią działanie, to tylko kwestia czasu. W Polsce ten czas właśnie się skończył.

Chciałbym, żeby politycy się opamiętali. Chciałbym, żeby wszyscy się opamiętali, przecież hejt już od dawna nie jest tylko domeną polityków. Chcę mieć taką nadzieję, ale chyba nadzieja w tej sytuacji już nie wystarczy. Rozmów o polityce unikam od dawna. Nie chcę kłócić się z rozmówcami o odmiennych poglądach, a rzeczowe dyskusje zdarzają się naprawdę rzadko – a szkoda, bo cenię je wysoko. Ale też nie chcę uczestniczyć w rozmowach, w których osoby zgadzające się ze sobą zgodnie jadą po drugiej stronie, takie seanse niechęci są mi równie obmierzłe jak „dyskusje” oparte na obrażaniu i oczernianiu interlokutora. Ale co jeszcze?

Przypomniało mi się, jak kiedyś spotykaliśmy się ze znajomymi żeby razem słuchać muzyki. Nie rozmawialiśmy za wiele, po prostu słuchaliśmy z uwagą zdobytej przez kogoś płyty – a wtedy płyty jazzowe się przecież zdobywało. Nie, nie jestem aż takim idealistą, nie napiszę, że muzyka uleczy świat. Obawiam się, że nie uleczy. Ale myślę, że chyba byłbym w stanie znów usiąść ze znajomymi i posłuchać wspólnie choćby Mehldau'a z Hadenem. Albo czegokolwiek innego. I może potem będzie nam choć trochę łatwiej opanować złość gdy odkryjemy, że jednak coś nas różni. Bo oprócz różnic być może uda nam się znaleźć jakąś małą choćby przestrzeń, w której choć na chwilę będziemy mogli o tych różnicach zapomnieć. Może uda się normalnie porozmawiać. O muzyce, o książce, filmie, obrazie. O czymkolwiek. Może znajdziemy inne tematy, niezwiązane z polityką. Może uda się przez chwilę nie narzekać, nie obwiniać. Może przypomnimy sobie, jak to się robi. To chyba ważne.