Artykuły

  • Kenny Kirkland – sideman może być wielki

    Artysta jednego albumu to niespecjalnie pochlebne pojęcie w świecie muzyków, szczególnie jazzowych. A jednak można być powszechnie szanowanym, uznanym i dobrym jazzmanem, nie skupiając się na wydawaniu albumów pod własnym nazwiskiem. Przykładem na potwierdzenie tej tezy jest Kenny Kirkland – współpracujący z braćmi Marsalis, Stingiem, Michałem Urbaniakiem, czy Elvinem Jones’em - pianista, który dziś miałby 64 lat.

  • John Gilmore - saksofonista, który pozostał wierny Sun Ra

    Wspominając najważniejsze postaci w całej historii muzyki jazzowej, zazwyczaj największą rolę i znaczenie przypisujemy tym instrumentalistom, którzy nie tylko odznaczali się własnym stylem i charyzmą, ale jednocześnie posiedli umiejętność przewodzenia stadem. Bycie prawdziwym liderem, nadającym nowy kierunek rozwoju, to cecha nieoceniona. I z tym nie mam zamiaru polemizować.

  • Bud Powell - dogonić Birda!

    Był listopad 1947 roku i choć Bud Powell miał przed sobą jeszcze dobre 19 lat życia, można zaryzykować tezę, że zmarł właśnie wtedy - w listopadzie 47’. Wtedy został siłą ulokowany w zakładzie psychiatrycznym w Creedmoore. Powodem było, cóż, „dziwactwo” jego sposobu bycia, nie pasujące do obowiązującej, purytańskiej normy. Witkacy wyśmiewając się kiedyś z idei ‘intuicji’ w myśli niemieckiego fenomenologa Edmunda Husserla, powiedział że najlepszym lekarstwem na intuicję jest milicja. W przypadku Powella za najlepsze lekarstwo na ekscentryzm uznano kurację elektrowstrząsową.

  • Sam Rivers – Emanation, Zenith

    No to wreszcie się doczekaliśmy. Muzyki Sama Riversa człowieka, który oparł się Milesowi Davisowi, artyście, który przez swoje siedem dekad na scenie muzycznej, stał się w sporej mierze jednym z ojców kreatywnego tworzenia w przestrzeni jazzu i mentorem dla wielu pokoleń młodszych muzyków, nie ma wiele. To znaczy nie ma jej na płytach kompaktowych bo jakoś nie spełniał nigdy warunków muzyka, na którym można zarobić, a na winylach ponieważ rzadko kiedy wydawane przed laty albumy doczekiwały się reedycji i dziś mają charakter białych kruków.

  • Życie jak rzeka - Sam Rivers@100

    Starzy mistrzowie odchodzą, taki mamy czas. Wielu z wielkich właśnie dożywa bardzo sędziwego wieku, ale jakoś ciągle mamy nadzieję, że to jeszcze nie teraz, że jeszcze może uda się posłuchać ich najnowszej płyty, a czasem nie gasną także nadzieje, że posłuchamy i obejrzymy ich na żywo. Z Cecilem Taylorem się udało, Sonnym Rollinsem także.  Na kolejny przyjazd Sama Riversa już się nie doczekamy. Ale możemy obchodzić jego urodziny, 97 urodziny.

  • Marcin Olak Poczytalny: Pomnik

    To świetna płyta. Koncert z festiwalu La Chapelle, z 2006 r. Zespół prowadzi Francois Carrier, towarzyszą mu Mat Maneri, Gary Peacock, Michel Lambert i Tomasz Stańko. Mocne, żarliwe granie. Otwarte. Piękne. Ogniste i prawdziwe.

  • Święty Coltrane!!!

    W pięćdziesiątym siódmym roku John Coltrane wspinał się na najwyższy szczyt świata.  I był coraz bliżej celu – bycia najlepszym saksofonistą na świecie w najlepszym zespole na świecie. Ostatnie lata należały do tych udanych. Ciężką, niemal morderczą pracą wdrapał się na samą górę, do zespołu Milesa Davisa, co było obietnicą wielkiej kariery i sukcesu. Wszystko rozwijało się harmonijnie. Wydawać by się mogło, że saksofonista wzorem legendarnego bluesmana z Delty Roberta Johnsona sprzedał duszę diabłu w zamian za dwadzieścia lat niczym nie zakłóconej wszechwładzy.

  • Sunny Murray - rewolucjonista perkusji

    Wychowywał się w biedzie i bez żadnych perspektyw. Swoje życie zaczął w ulicznych gangach, potem pracował w fabryce stali, w której uciął sobie do połowy trzy palce u prawej dłoni. Na domiar złego był chorowity. Ale jego ksywa -  Sunny - zwiastowała, że mimo wszystko, w końcu opłaci się być hura optymistą, a los się odmieni. Tak też się stało: Sunny odbił się od dna i pokazał środkowy palec (lewej dłoni) przeciwnościom losu. Sunny Murray był w końcu najważniejszym freejazzowym perkusistą naszych czasów.

  • Muhal Richard Abrams Experimental Band - tak rodziła się Great Black Music

    Association for Advancemant of Creative Musiacians (AACM), Art. Ensemble Of Chicago, Joseph Jarman, Roscoe Mitchell, Wadada Leo Smith, Steve McCall, George Lewis, Malachai Favors i wiele jeszcze innych nazw i nazwisk dziś stało się już symbolami chicagowskiej sceny. Zwłaszcza jej awangardowej odmiany. Ale tak naprawdę czy tak całkiem uprawnione jest rozdzielanie tamtejszego jazzowego środowiska na progresywne i maistreamowe, jazzowe czy bluesowe? W jakiś zadziwiający sposób wszelkie rodzaje muzyki łączą się w jednym bardzo swoistym i bardzo imponującym muzycznym języku.

  • John Edwards - improwizacja totalna

    Pomimo tego, że John Edwards wziął udział w nagraniu ponad 100 płyt, trudno doszukać się w gąszczu internetowej sieci zbyt wielu na jego temat informacji, jeśli chodzi o popularność w pewnej przeglądarce zdecydowanie przegrywa z amerykańskim senatorem (punkty za seks skandal) czy gitarzystą basowym Status Quo oraz licznymi innymi Johnami Edwardsami obecnymi w Wikipedii. Wiadomo przeceiż jednak, że działalność związana z muzyką radykalnie improwizowaną nie ma nic wspólnego z konkursem popularności.

  • Mandhira de Saram: nie chodzi tylko o muzykę

    „Trudno mi wymienić najważniejsze źródła inspiracji, bo nieustannie zmieniam w tej kwestii zdanie” – mówi rozbrajająco Mandhira de Saram, jedna z najciekawszych brytyjskich skrzypaczek. Urodziła się na Sri Lance, ale od dwunastego roku życia mieszka w Londynie, a dyscyplinę klasycznej edukacji od zawsze równoważyła, improwizując, grając muzykę taneczną oraz tradycyjną muzykę karnatycką.

  • Hamiet Bluiett wielka barytonowa przygoda

    W jego życiu nie było spektakularnych zwrotów akcji i osobliwych ciekawostek. Ot, jeden z wielu wybitnych graczy na scenie jazzowej XX wieku. Lecz z pewnością nietypowy był jednak instrument którym zdecydował się zawojować amerykański rynek muzyczny. To właśnie Hamiet Bluiett dołozył swoją nie małą cegiełkę by wypromować grę na saksofonie barytonowym.

  • Joseph Jarman - szaman, aikidoka i wielki improwizator.

    Świat Great Black Music miał swoich proroków, intelektualistów, prześmiewców, MIał też natchnionych szmanów i takim właśnie był Joeseph Jarman. Dziś miałby 82 lata. Odszedł w ubiegłym roku i właśnie jego będzie nam szczególnie brakować  bo tak naprawdę muzycznie żegnaliśmy Jarmana na długo zanim odszedł by grać w wielkiej niebiańskiej orkiestrze. Na scenie pojawiał się coraz  rzadziej właściwie już od 1993 roku, kiedy odszedł z Art Ensemble Of Chicago. Dlatego może dobrze będzie w jego przypadku szczególnie zapamiętać dzień jego urodzin.

  • Oliver Lake - w połowie drogi między kompozycją a improwizacją

    Są tacy artyści, którzy posiadają szczególny, choć rzadko występujący dar.

  • Joelle Leandre - Improwizacja to pierwszy akt, żeby zacząć grać

    Prowansja, kraj lawendy, ziół, lazurowego wybrzeża lazurowego. Z jednej strony Alpy Południowe z drugiej morze. Z Prowansji nie chce się wyjeżdżać. Zapach pieczywa, smak oliwy i wina, prostego jedzenia, no i widoki. A to na zbocza gór, a to na winnice i cykady, grają że aż… Prowansja to także słynne miasta na wybrzeżem Morza Śródziemnego Marsylia, Nicea albo Antibes – gdzie wszyscy jazzowi święci zjeżdżali zagrać wielki jazz. Prowansja to również Aix En Provance, mniej znane, ale bardzo ludne miasteczko.

Strony