Keitha Jarretta lekcja ciemności

Autor: 
Redakcja, na podstawie JazzTimes
Autor zdjęcia: 
F.Troccoli / umbria24.it (2007)

Choć tym razem Keith Jarrett nie użył żadnych obraźliwych słów, jego zachowanie podczas pierwszego od 6 lat koncertu na Umbria Jazz Festival pozostawiło pewien niesmak.

„Do wszystkich d*pków z aparatami! Wyłączcie je [...] natychmiast! Jeśli zobaczę jeszcze jeden flash zachowuję sobie prawo - bo jak sądzę przywilejem jest raczej fakt, ze możecie nas słuchać - więc zastrzegam sobie prawo by przestać grać i opuścić to cholerne miasto!” - tymi słowy 6 lat temu zwrócił się do 4 000 zogromadzonych w Arena Santa Giuliana w Perugii podczas Umbria Jazz Festival Keith Jarrett. Decyzją organizatorów był to ostatni występ pianisty na tym festiwalu.

Wydawało się jednak, że przez te lata legendarny jazzman się zmienił - symboliczne było jego wystąpienie w Nowym Jorku, kiedy podczas koncertu solo najpierw wyznał, że ma na sobie bardzo niewygodne spodnie by następnie przeprosić za to, co kiedykolwiek powiedział ze sceny. Carlo Pagnotta, jeden z twórców i od 40 lat dyrektor artystyczny Umbii postanowił więc dać Jarrettowi drugą szansę, a przede wszystkim w 30-rocznicę powołania Keith Jarrett trio przedstawić miłośnikom festiwalu ich muzykę na żywo. Miało być tak pięknie....

Miejsca w najdalszych rzędach kosztowały 35euro - te najlepsze 120.  Amfiteatr mogący pomieścić 5 000 słuchaczy wypełniony był, jak relacjonuje korespondent Jazz Timesa w 75%. Pierwszy na scenę wszedł dyrektor Pagnotta (który na ogół nie zapowiada festiwalowych koncertów) by raz jeszcze przypomnieć o absolutnym zakazie fotografowania muzyków i zaprosił zespół na scenę. Panów  DeJohnette’a, Peacocka i Jarretta włoska publika przywitała owacją na stojąco. Pianista od razu skierował swe kroki w kierunku mikrofonu i powiedział: „Do zobaczenia!” (See you later), po czym muzycy zeszli ze sceny.

Choć korespondent gazety - Thomas Conrad - twierdzi, że nie zauważył żadnego flasha, Jarrett musiał dostrzec wymierzony w siebie aparat. Po chwili konsternacji na scenie pojawił się manager zespołu i raz jeszcze - tym razem po angielsku - poprosił wszystkich o uszanowanie zakazu fotografowania zespołu.
Gdy trio ponownie zagościło na scenie Jarrett zasiadł do fortepianu i uciął krótko: „Zero świateł!”. Na jego komendę wyłączone zostały niemal wszystkie reflektory. W ciemności późnego wieczoru widoczny był jedynie Gary Peacock. W takiej, można by rzec: radiowej scenerii, zaczęła płynąć muzyka.
Najpierw “On Green Dolphin Street”, „Yesterdays” czy „“Answer Me”. Jeden z organizatorów festiwalu miał powiedzieć w kuluarach - „To był najcichszy tłum Włochów, jaki kiedykolwiek widziałem. Czułem się jak w Danii”. Przed drugim setem zapalone zostało kilka pomocniczych reflektorów. Koncert z zupełnej ciemności zmienił się na występ w półmroku. Po ostatnim utworze Jarrett wziął do rąk czarny ręcznik i zamachał nim w kierunku widzów. Mimo gromkich braw po koncercie muzycy nie wyszli już na bis.

Opinie o samej muzyce były jednak dość zachowawcze: Jarrett to zawsze Jarrett i nawet gdy ma gorszy dzień, przewyższa znacząco większość muzyków. Z drugiej strony brzmiał jak gdyby grał w trybie autopilota.

Choć trudno sobie wyobrazić by któryś ze zgromadzonych na widowni uczestników koncertu nie wiedział o fotograficznej „alergii” Jarretta. Ci spośród zgromadzonych, którzy uznali, że ich sweet-focia pianisty jest ważniejsza od koncertu dla kilku tysięcy zgromadzonych zasługują oczywiście na dezaprobatę, ale czy muzyk miał prawo „wyłączyć wizję” dla całej widowni? Publiczności, która zapłaciła pieniądze nie tylko dźwięki ale i obraz legendarnego trio?
Czy warto płacić Jarrettowi za koncert, skoro można kupić płytę, która nie będzie sterowała oświetleniem ani nie zwyzywa słuchacza? Która w dodatku najczęściej zawiera kilka fotografii muzyków? Może gdy w stronę artysty przestaną płynąć koncertowe zaproszenia raz jeszcze przemyśli swoją relację z publicznością i przypomni sobie co sam mówił w 1974 roku dziennikarzowi szwedzkiej telewizji: Słuchacze są ogromnie niedoceniani, zaś muzycy przeceniają samych siebie - oni bowiem wcale nie rozumieją lepiej muzyki, a jedynie samych siebie. 

Warto dodać, że na Umbria Jazz Festival oprócz Keith Jarrett Trio wystąpili także duet Herbie Hancock i Chick Corea, Diana Krall, Wynton Marsalis i Jazz at Lincoln Center Orchestra z udziałem Cecile McLorin Salvant i Gregory'ego Portera oraz wielu innych znakomitych artystów. 

Tagi: