Trudno rozstrzygnąć, czy w spotkaniu tej trójki większą rolę odegrało szczęście, czy też przeznaczenie. Odległości między miastami, w których wychowywali się John Medeski, Chris Wood i Billy Martin liczyć można w tysiącach kilometrów. Gdyby wziąć pod uwagę miejsca ich urodzenia, dystans ten jeszcze rośnie. Ale przestrzeń owa okazała się nie mieć znaczenia, decydujące okazało się co innego: wspólny cel oraz porozumienie, tak zwana chemia, która połączyła muzyków w jeden, doskonale działający kolektyw.