Małe, brzydkie, wydrukowane na lichym papierze bilety leżały na górnej półce regału w miejscu, gdzie zazwyczaj lądowały ważne rzeczy ojca. Nie te najważniejsze, dotyczące spraw domowych, ale ważne na tyle, aby nie zniknąć gdzieś w stosie zapłaconych rachunków. To miejsce zawsze budziło ciekawość, więc jak co dzień było pieczołowicie przeglądane, tak jakby któregoś dnia miało odkryć przede mną jakąś niezwykłą tajemnicę. Obok niego niewielka broszura z dziwnym plakatem na okładce i jeszcze dziwniejszym słowem - jazz.