Kiedy przeczytałam redakcyjny wpis o Maciej Obara International Quartet, że to jeden z zespołów, który najbardziej zdobywa serca słuchaczy, trochę pokręciłam nosem. Bez przesady zaraz z tym „zdobywaniem serc” pomyślałam, ale piątkowy koncert w Studio Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego nie pozostawił żadnych wątpliwości: Maciej Obara International Quartet podbił publiczność. Najpierw rzucił na nią czar, a potem wziął w swoje posiadanie i nie puścił aż do ostatniego dźwięku koncertu.
Maciej Obara International Quartet - jeden z najszybciej zdobywających sera słuchaczy zespołów. To także pierwszy stały międzynarodowy projekt Maćka, powstały z doświadczeń wyniesionych z udziału w międzynarodowym projekcie Take 5: Europe działającym przy London Jazz Festival.
Drugiego dnia piątej edycji Lublin Jazz Festival organizatorzy przygotowali trzy koncerty. Bohaterami wieczoru mieli być Piotr Damasiewicz wraz ze swoim nowym projektem zatytułowanym po prostu Project, Samuel Blaser w triowym składzie z słynnym Markiem Ducretem, a na zakończenie, także trochę na potrzeby festiwalowego afterparty, występ niemieckiej formacji Diaspora. Niespodziewanie, w ten misternie poukładany plan wkradł się czwarty bohater, nie muzyczny, ale na tyle potężny, żeby szyki poważnie pokrzyżować – orkan Xaver.
Przed nami 37. edycja Festiwalu Jazz Juniors. Wśród gwiazd tegorocznej edycji znaleźli się m.in. Maciej Obara, Mikołaj Trzaska, Artur Dudkiewicz, Henryk Miśkiewicz oraz artyści Czech, Węgier, Słowacji, Holandii, Szwecji, Norwegii, Wielkiej Brytanii i USA! Program zaś zdominują koncerty, którym towarzyszyć będą nietypowe obrazy filmowe.
Granie muzyki Krzysztofa Komedy wiąże się nierozerwalnie z pokusą dosłowności. Utwory Trzcińskiego grało i gra się w Polsce wciąż bardzo często. Gra się zarówno podniosłe, pełne przestrzeni kompozycje – choćby Requiem dla Coltrane’a, jak i chwytliwe melodie, pisane często do filmowych obrazów, by wspomnieć tylko słynny temat z „Dziecka Rosemary”, którego liczby aranżacji zliczyć zgoła nie sposób.
Nieco ponad cztery lata temu w katowickim klubie Hipnoza, pod okiem Andrzej Kalinowskiego i jego festiwalu Jazz i Okolice odbył się koncert zespołu The Fonda Stevens Group. Zespół to na świecie tak znany jak nieznany był wówczas w Polsce, ale nie ma co się dziwić ani kontrabasista Joe Fonda, ani Michael Jeffrey Stevens – pianista, ani też drummer Harvey Sorgen, nie byli namaszczeni ani przez Duke’a Ellingtona, ani Stana Getza, ani Milesa Davisa, dlaczego więc mieliby cieszyć u nas należną estymą.
Kultura, tak jak i natura próżni nie znosi, szczególnie gdy istnieją doskonałe warunki, by tę pustkę twórczo wypełnić. Biorąc pod uwagę przebogaty kapitał ludzki w postaci licznego grona młodych, ale jednocześnie muzycznie w pełni już ukształtowanych improwizatorów – by wymienić chociażby Macieja Obarę, Dominika Wanię, Wacława Zimpla czy Maciejów Garbowskiego i Fortunę – uprawnione wydaje się stwierdzenie, że powstanie orkiestry, złożonej z przedstawicieli tego pięknie się rozwijającego muzycznego pokolenia było tylko kwestią czasu.