Tylko trochę udaję Greka! - z Maciej Trifonidisem rozmawia Maciej Karłowski

Autor: 
Maciej Karłowski

W niedzielę w Otrębusach, w drugim dniu festiwalu Jazz w Mazowszu zagra Tricphonics Orchestra. TO dobra okazja, aby pogawędzić jej załozycielem Maciejm Trifonidisem.

Tricphonics orchestra zagra w niedzielę na festiwalu Jazz w Mazowszu. Jak się miewa Twoja orkiestra?

Czujemy się świetnie i młodo, działamy już siódmy rok, ale że nie grywamy jakoś bardzo często to wciąż jest ta iskra ,energia i radocha z grania. Średnio raz na trzy miesiące spotykamy się na próby i gramy kilka koncertów a potem przerwa. Tak to działa już parę latek i pewnie dalej będziemy tak funkcjonować. Dwie płytki z nami więc czas na kolejną:) ale to jeszcze troszkę...

No właśnie nie jest łatwo Was posłuchać na żywo. Codzienność nie gasi w Was tej iskry? Tak duży zespół jest z pewnością z wielu powodów trudno utrzymać.

Od jakiegoś czasu przyglądam się sobie, czy wciąż mi się chce i czy coś nie przygasa? No i z moich obserwacji wynika, że bardzo mi się chce i o żadnym przygasaniu mowy nie ma :) Jakieś wewnętrzne ADHD każe działać, robić i to mnie bardzo cieszy, bo łatwo nie jest... Staram się symultanicznie prowadzić kilka projektów i od czasu do czasu wybudzać je ze snu i uaktywniać. I tak w koło. Lubię to, a z reakcji kolegów wnioskuję, że jeszcze nie zdziadzieli:) to gramy dalej...

No to jest krzepiąca informacja, tym bardziej, że wielkoformatowych projektów w Polsce jak kot napłakał, a tym bardziej grających muzykę wykraczającą poza sztywne jazzowe ramy. A właśnie jakie teraz projekty zamierzasz wybudzić ze snu?

Na pewno nagram drugą płytę projektu „Trifonidis Roots”, czyli takie moje wędrówki po dźwiękach zasłyszanych w dzieciństwie. Jak byłem dzieciakiem to sporo czasu spędziłem poza Polską i Europą. Trochę się nasłuchałem, napatrzyłem na inne kultury i to jakoś tak powraca do mnie. Nie zgłębiam innych tradycji, a jedynie inspiruję się tymi dźwiękami, brzmieniami czy atmosferą, którą pamiętam. Nie jest to próba grania jakiejś konkretnej muzyki pochodzącej z danego regionu tylko taka autorska interpretacja. Tak jest uczciwie i tak to czuję. Nie staram się być Hindusem czy Afrykańczykiem bo to by się nie udało...tylko trochę udaję Greka, ale na to akurat mam papiery ;).  Poza „trifonidis roots” na pewno zrobię kolejną odsłonę „Downtown Projekt” czyli taki klimacik miasta i jego dźwięków. Tym razem bardzo to kameralne będzie i chyba delikatne dość. No jeszcze kilka innych dużych i małych muzycznych spraw...

Podczas tegorocznego Tzadik Festival grałeś recital na gitarę solo. To chwilowy kaprys czy zamierzasz podążać w tym kierunku?

Generalnie to bardzo się cieszę, że w ogóle udało mi się powrócić w do gitary! To dla mnie bardzo ważny moment. Po poważnej kontuzji ręki, której nabawiłem wiele ponad dziesięć lat temu, wszelkie próby grania na gitarze kończyły się katastrofą. I tak sięgnąłem po saksofon jako instrument „zastępczy” i ostatnie lata próbowałem być saksofonistą :)  Bardzo lubię saksofon ale zacząłem na nim grać, uczyć się dopiero po tej cholernej kontuzji ręki i nigdy nie opanowałem tego instrumentu tak jak bym chciał... Wreszcie się udało wrócić do gitary i trwa to już prawie rok! Zmieniłem sposób grania , zrezygnowałem np.: z grania tzw. „akordów barowych” bo bardzo źle wpływały na rękę. Teraz jest ok i myślę że sporo będę grał na gitarach. Będzie to granie solo ale też oczywiście w większych projektach.  

Tak, pierwszy Twój koncert jaki słyszałem, wstydzę się powiedzieć ile lat temu, w staromiejskim Jazz Klubie Rynek był właśnie koncertem gitarowym. Miło mi tym bardziej, że do gitary wracasz. Kontuzja ręki to poważna sprawa, ale także jak widać może być iskrą zapalającą nowy płomień. Jak udało ci się przekuć ograniczenie spowodowane kontuzją? Czy odkryłeś możliwości gitary na nowo, czy objawiła ci się jako instrument z jednej strony znany z drugiej wymagający oswojenia na innych warunkach?

Pierwsze miesiące grania były „bardzo ostrożne” i badawcze, bo w sumie to nie byłem pewny czy to się uda, czy uraz się nie odnowi. No, gitar nie kupowałem co bardzo kiedyś lubiłem :) Ale teraz to właściwie już jestem spokojny, nie gram jakiś karkołomnych spraw tylko raczej spokojnie. Pomimo tego ,że przez dziesięć lat nie grałem na tradycyjnej gitarze to grałem na basach i takim swoim ośmiostrunowym wynalazku, ale tam było inne ustawienie ręki, inne techniki inne obciążenia , ale kontakt ze strunami był więc dzisiaj jest mi łatwo się przestawić.

Mamy więc powrót Trifonidisa jako gitarzysty. Mamy także inicjacje Trifonidisa jako literata. Gitarę porzuciłeś z konieczności, po saksofon sięgnąłeś w zastępstwie, jakie były powody chwycenia za pióro?

Oj nie traktuję tego jako czegoś wyjątkowego tym bardziej, że to nie pióro a klawiatura komputera. Ale pióro tez miałem w rękach kilka razy :) Wszystko jest dla ludzi i warto chyba robić różne fajne rzeczy, trochę się bawić, trochę spełniać. Jeśli się to robi bez ciśnienia, napinki, to jest ok. Nie są to jakieś poważne wyzwania czy coś. To czysta potrzeba działania... może więc coś namaluję? Nie umiem malować, ale może lubię, a to mi wystarczy Jeszcze nie wiem :) Jestem zwolennikiem działania i zawsze to polecam wszystkim.

Mówisz niby nic poważnego, a jednak książka! O czym tak naprawdę chciałeś napisać?

No tak, książka jest :) Jakoś tak mam że lubię archiwizować, dokumentować, a że kilka płyt wydałem to postanowiłem sprawdzić jak się wydaje książkę. Teraz już wiem jak to się robi!

„Wydaje się książkę, a potem się nie jedzie na wakacje”!!!

No tak, trochę to nie rentowne ale i tak warto było :) Książka „Samotność astronauty” to zbiór autentycznych historyjek, kilka opowiadań, felietony i luźne przemyślenia... Wszystko raczej z przymrużeniem oka i raczej nie smutne. Teraz dalej coś piszę, zapisuję i może za rok znów nie pojadę na wakacje:)

Smutne.

Dlaczego smutne? Normalne i nie widzę w tym problemu i przyzwyczaiłem się do takiego działania. Oczywiście chętnie przyjmę każdą ilość gotówki i odpowiednio ją ulokuję, ale jeśli nie to dalej będę tak działał i jakoś dam sobie radę. Na wakacjach człowiek tyje :). A na serio, to nie jest łatwo, ale też nie jest tragicznie. Jak się zapierdala to się da. Żyjemy w enklawach- duże miasta, środowiska artystyczne itd., ale większość ludzi w tym kraju, w małych miasteczkach, wsiach nie potrzebuje tego czym się zajmujemy ( to może trochę smutne akurat) może dlatego nie jest łatwo z tego wyżyć, ale tak już jest i tyle.

Gdzie jest problem twoim zdaniem?

No to zależy od podejścia :) Nie chce mi się analizować teraz przyczyn stanu w jakim znajduje się nasz kraj, na jakim poziomie są ludzie, jakie miejsce zajmujemy w świecie itd. bo to temat-rzeka... Można próbować ulepszać to na własną rękę, czyli po prostu robić, tworzyć bez względu na wszystko i się jednocześnie nie interesować czy to ma większy, czy mniejszy sens. Po prostu robić dobrą robotę i tyle. Można narzekać i nic nie robić. A można też liczyć na to, że równolegle z naszymi artystycznymi działaniami, specjaliści od rządzenia zrobią coś z edukacją w szkołach (sztuka, kultura, sport itd.) Może w telewizji też warto by było dać więcej programów z sensem... Ale ja jakoś nie specjalnie narzekam bo zaakceptowałem ten stan i sobie działam. Świat nie jest tak skonstruowany by nagle wszyscy słuchali John'a Coltrane’a.

To prawda świat, w którym wszyscy słuchaliby Coltrane’a byłby tak samo absurdalny, jak świat, w którym wszyscy słuchają Lady Gagi. Twierdzisz więc, że pozostaje samemu, na własną rękę i wokół siebie próbować ludziom zaszczepiać inną niż telewizyjna wrażliwość?

Nie wiem czy to powinno mieć charakter misji, ale raczej dziś tego bym tak nie traktował. Parę lat temu może tak myślałem. Dzisiaj bardziej widzę to tak: Jak bym miał ogródek przy domku to bym tam sadził takie kwiatki, jakie lubię i w taki sposób żebym się tam dobrze czuł. Nawet jeśli sąsiad miał by syf w ogródku, to ja bym swój zrobił tak fajny jak to możliwe :) Jeśli komuś kto by przechodził obok by się spodobał ten ogród to super. Kto wie może by ogarnął swój? Jeśli odwiedzający mnie też byli by zadowoleni to też fajnie. Czyli praca we własnym ogródku. Na razie nie mam ogródka, hehe :)

No Twoja muzyka z całym jej zróżnicowaniem i najróżniejszymi inspiracjami to przecież nic innego jak ogród. Czyli co? Róbmy swoje najlepiej jak potrafimy i potem liczmy na to, że inni to dostrzegą i zastosują podobnie wysokie standardy?

Robimy swoje jak najlepiej potrafimy. Tak i tyle. Czy dostrzegą, czy nie, czy zastosują, czy nie, to nie ważne. Jeśli tak się stanie to oczywiście będzie miło.

A jak nie dostrzegą? W Radiowej Trójce zapowiadając koncert Pink Freud prominentny i chętnie słuchany dziennikarz powiedział „polski jazz Mazolewskim stoi”. Nie obawiasz się, że jak nie dostrzegą to narośnie frustracja tak duża, że siła w końcu osłabnie?

Nie. Lubię robić to co robię i tylko jeśli mi się to znudzi to przestanę to robić. Ale tylko wtedy. Nie chce mi się i to nie z lenistwa, gonić, ścigać się czy rywalizować. Oczywiście będę się jakoś tam promował, sprzedawał płyty, książki lub udzielał wywiadów, ale to po prostu część mojej pracy.

Jakie zatem najbliższe plany? Orkiestra zagra w niedzielę na festiwalu Jazz na Mazowszu? A gdzie potem? Jak kolejne, wybudzane przez Ciebie projekty, kiedy będą pokazywały się na żywo?

Tak. Tricphonix Orchestra w niedzielę na festiwalu Jazz na Mazowszu w Otrębusach, następnego dnia gramy w Pardon To Tu , 21 września gram solo w Klubokawiarni Towarzyskiej na Saskiej Kępie, w ramach Slowdown Records  Weekend. 22 września Slowdown Jam też w Towarzyskiej . 29 gram solo na BytOFFsky Festiwal w Bytowie i potem październik również sporo grania. M.in trasa europejska z Horny Trees, ale o tym to później :)

Kiedy później? To właśnie teraz jest czas żeby pochwalić się swoimi planami, teraz!

No tak, ale szczegóły nie są jeszcze do końca dopięte, więc muszę się jakoś pohamować, ale będę uprzejmie donosił J

To ja czekam na wieści i bardzo dziękuję za rozmowę.

I ja dziękuję.