Tomasz Chyła Quintet zagrał w sopockim Teatrze BOTO

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
J. Bartkowski

Choć mówi się, że w domu najlepiej, warto się czasami gdzieniegdzie przejechać – zwłaszcza, gdy jest się bandem o ambicjach wyrastających ponad status wiecznych rezydentów lokalnych klubów tudzież festiwali. Podobnych ambicji nie można odmówić Tomaszowi Chyle, który zanim ze swoim kwintetem wystąpił w Trójmieście, otrzaskał materiał w warunkach otwartej konkurencji – nie bez sukcesów zresztą. Po nagrodzie na Jazz Juniors 2016 przyszedł czas na podjęcie ważnego kroku, jakim jest wydanie debiutanckiego albumu, a wraz z nim – na trasę promocyjną, która, jak wiele ostatnimi czasy podobnych – zahaczyła o sopocki Teatr BOTO.  

W Tomasz Chyła Quintet liderowi towarzyszy zgrany kombinat muzyków intensywnie działających w Trójmieście i z coraz swobodniej rozpychających się po scenie krajowej: saksofonista Piotr Chęcki, pianista Szymon Burnos oraz sekcja rytmiczna: Krzysztof Słomkowski (kontrabas) i Sławomir Koryzno (perkusja). Można więc powiedzieć, że ich muzykę – tę swoistą dzisiejszą odmianę solidnie skonstruowanego i zagranego jazzu głównego nurtu, szczególnie tutaj, dość dobrze zdążyliśmy poznać (mam tu na myśli zwłaszcza flagową niejako dla tzw. młodego jazzu trójmiejskiego grupę Algorhythm, w której grają wszyscy muzycy zespołu Tomasza Chyły poza nim samym), jednak z pewnym zaskoczeniem możnaby przyjąć, jaką różnicę w jej kształcie i charakterze wnosi jedna zaledwie personalna roszada. Niespodzianka ta nie jest już tak wielka, jeśli przyjmiemy, że roszada jest, było nie było, kluczowa – ostatecznie idzie o autora repertuaru i lidera całego składu.

Że ów trójmiejski team stanowi podstawę pewną i sprawdza się w grupach autorskich, wiemy już także po przykładzie np. grup Kamila Piotrowicza, w których grali Chęcki i Koryzno. Znają się i rozumieją doskonale, a przy tym – jak się podczas koncertu okazało – są muzykami cokolwiek uniwersalnymi. Otrzymawszy nieco rozluźnione strukturalnie kompozycje Tomasza Chyły, z lekką tendencją do eksperymentów (obsługiwana przez Szymona Burnosa elektronika) i jazzowym pulsem potrafią odpowiedzieć  wzmożeniem wykonawczej ekspresji i wyrazistym, chropawym brzmieniem (świetny Piotr Chęcki na tenorze), które niewielką salę koncertową sopockiego teatru wypełniło szczelnie. Nawet jeśli sam lider bywał na skutek takiej mocy przez swój zespół przykrywany, było w tym wszystkim wewnętrzne napięcie, był też istotny element smakowicie rozwarstwiającego się, uporządkowanego chaosu, i wciągający drive. Usłyszeliśmy kompozycje – poza zupełnie niewpisującym się w koncert, ckliwym „singlowym” Lost Hope – napisane sprawnie, z highlightami wśród których znalazła się motoryczna miniaturka Eternal Entropy, pianino w Inscrutable Fate lub interesująca współgra tenoru i skrzypiec w Three Shades of Black. Wszystkie one z gruntu mogłyby firmować wariant prymarnego soundu nowej fali jazzmanów wyrosłych z gdańskiej Akademii Muzycznej. A firmować go z powodzeniem będą, bo kilka okazji po temu sie zbliża - i miejmy nadzieję, że rozwijać również, bo jest w Tomasz Chyła Quintet i potencjał, i deklaracja otwartości. Sam start, o czym świadczy także sopocki koncert, można zaliczyć do udanych.