Jazz Jantar: Polska Scena Jazzowa : New Bone i ORGANization of 3

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
Paweł Wyszomirski / www.TESTIGO.p

Podczas kolejnego festiwalowego wieczoru scena gdańskiego Żaka została w pełni oddana wykonawcom rodzimym – prezentowali się artyści objęci blokiem Polska Scena Jazzowa. Na owym krajowym miniprzeglądzie można było przekonać się o tym, co u nas gra się od północy do południa: zagrali krakowianie z New Bone oraz krakowsko-warszawsko-trójmiejska ORGANization of 3.

New Bone, choć funkcjonują na rynku już od dobrych kilku lat, wciąż są zespołem stosunkowo młodym. Głowy mają pełne pomysłów i realizują je w szybkim tempie: do Gdańska przybyli w momencie, kiedy ich wciąż świeża, trzecia płyta „Destined” nieco już okrzepła, a już niemalże gotowi są na kolejną wizytę w studiu nagraniowym. Tytułem „Follow Me” opatrzony ma być album złożony z kompozycji Bronisława Kapera i Henryka Warsa – i kilka spośród ich aranżacji na Sali Suwnicowej wczoraj zabrzmiało. Właściwie były to same evergreeny: „Na Pierwszy Znak” oraz „Ach śpij, kochanie” Warsa (niewielu pewnie zastanawiało się kiedykolwiek, kto tę kołysankę  skomponował) a także nominowaną do Oscara melodię „Follow Me” Bronisława Kapera. Aż tyle i... tylko tyle z drugiej strony, gdyż choć utwory te zostały podane ciekawie, a zespół grał fachowo i z gracją, to też nie ustrzegł się uchybienia w postaci przeładowania występu solówkami, przez co kompozycji w jego programie nie zmieściło się wiele. Postępowanie takie można wytłumaczyć faktem, że zespół grał na gdańskim festiwalu po raz pierwszy i chciał pozostawić jak najlepsze wrażenie. Elegancja jednak ocierała się przez to o monotonię, która znikła jak ręką odjął przy żywszych, nowocześniejszych kompozycjach Tomasza Kudyka – jedna z nich („Destined”) koncert otworzyła, druga zaś („We'll See”) zamknęła i pozostawiła publiczność w dobrym nastroju.

Następnie na scenie stanęło trio pod nazwą ORGANization of 3 - zespół założony przez doświadczonych już muzyków: perkusistę Jacka Kochana, gitarzystę Macieja Grzywacza oraz Jana Smoczyńskiego, dzięki któremu po raz drugi w ciągu weekendu mogliśmy usłyszeć dźwięki płynące z organów Hammonda. Był to już egzemplarz nowszy od tego, którym dzień wcześniej dysponował Wojciech Karolak – tak samo jak bardziej współczesna była muzyka ORGANization of 3. Nowsza nie zawsze oznacza – lepsza, i przypadek tria jest tej prawdy potwierdzeniem. Nie w tym jednak rzecz, aby porywać się na porównywananie nieporównywalnych występów pod pretekstem pojawienia się na scenie tego samego instrumentu: chodzi wyłącznie o samo podejście do muzyki. Każdy z członków ORGANization of 3 jest muzykiem zawodowym i profesjonalistą pełną gębą. Każdy z nich zagrał z pełnym zaangażowaniem a do programu koncertu dorzucił autorską kompozycję. I nawet humor muzykom dopisywał, co słychać było przy okazji groteskowo-nieporadnej konferansjerki wyekspediowanego w celu jej prowadzenia perkusisty. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że przybyli oni nie tyle zagrać, ile tylko swoje wybitne umiejętności pokazać. Poszczególne kompozycje były jakby pretekstem do popisów wytypowanego na lidera zespołu Macieja Grzywacza. Jego progresywne rejterady, krążące gdzieś dookoła domniemanych melodii połamane frazy, oraz wyginane, arcytrudne akordy przeobraziły koncert w wirtuozerski pokaz, przesłaniając zróżnicowanie następujących po sobie utworów (które zlały się w jeden, z wyjątkiem może końcowego twista autorstwa Jana Smoczyńskiego). W konsekwecji cały występ stał się niestrawny i trudny w odbiorze. I może znajdą się tacy, którzy coś w owej muzyce dla siebie znaleźli – ja, przyznam się, nie bardzo byłem w stanie.