Try Livin' It
Bez dwóch zdań to przykład płyty powstałej bez żadnego powodu, nie różniącej się od poprzedniczek, także zresztą wydanych dla ESC.
Wypełniają ją byle jakie piosenki, zaaranżowane efekciarsko i niemiłosiernie sztancowo. Robi się słabo słuchając tych plastikowych dźwięków, które w utworach wolnych przypominają ścieżkę dźwiękową do "Różowej Landrynki", a w szybszych wigor ratownika z Palm Beach. Nie zapomnijmy o wykonawstwie. Tutaj przerost formy nad treścią nabiera szczególnego wymiaru.
Trzech basistów, trzech perkusistów, i trzech "klawiszowców", bo po tym co słychać nie da rady o nich powiedzieć pianiści. Konia z rzędem temu, kto będzie umiał bez pomocy notki na płycie rozróżnić kto kiedy gra. Po co więc aż tylu muzyków? Pewnie dlatego, że żaden nie dał rady wytrzymać całej sesji. I przyznam szczerze zupełnie się nie dziwię.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.