Totem Blues

Autor: 
Paweł Baranowski
Mario Pavone
Wydawca: 
Knitting Factory
Data wydania: 
30.10.2001
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Mario Pavone – bass; Jimmy Greene - tenor saxophone; George Sovak - tenor saxophone, clarinet; Mike Dirubbo - alto, soprano saxophone, clarintet; Art Brown – trombone; Peter McEachern – trombone; Peter Madsen – piano; Matt Wilson – drums

No i stało się, po kilku latach przerwy machina Mario Pavone znów puszczona została w ruch. Ba, nawet się wzmocniła o jeden wagon, do tej pory bowiem największy skład Pavone jaki został nagrany na płycie to septet (Song for (septet) - NewWorld/CounterCurrents 80452-2) - tym razem ten wybitny basista skompletował skład aż ośmioosobowy. A pośród muzyków mamy zarówno starych znajomych (Peter Madsen, Peter McEachern, Matt Wilson, a po części także Art Baron), jak i nowych współpracowników (Jimmy Green, Mike Dirubbo i George Sovak).

Nie będę ukrywał, że, szczególnie w partiach solowych poziom improwizacyjny, jaki zapewniali Marty Ehrlich i Thomas Chapin, jest - mam nadzieję jeszcze - nieosiągalny dla Greena, Sovaka i Dirubbo. Ale muzyka Pavone to nie tylko improwizacje, to także wspaniałe kompozycje i aranżacje. Przecież od lat muzyka Pavone grana przez sekstety, septety i teraz oktet przyzwyczaiła nas właśnie do tego, że to, co najciekawsze to przeciwstawienie sobie poszczególnych muzyków, czy sekcji, a nie koniecznie jedynie pretekst dla improwizacji, fakt, że dotychczas na niebotycznym wprost poziomie. To także mocne, "męskie" brzmienie. Co z tego pozostało? Chyba jednak wszystko, za wyjątkiem wspaniałej inwencji improwizatorskiej wspomnianych Chapina i Ehrlicha, no ale ci dwaj to po prostu ekstraklasa i nie tak łatwo ich zastąpić kimkolwiek innym.

Nie chcę powiedzieć, że improwizacje są nieciekawe - co to, to nie, są one normalne, na zwykłym niemal, dla muzyków zza oceanu poziomie, problem w tym, że w odniesieniu do improwizatorskiego absolutu Chapina i Ehrlicha, są obiektywnie mniej ciekawe. Wydaje mi się również, że w zakresie improwizacji to, co dzieje się najciekawszego w obecnym zespole Pavone rozgrywane jest przez Madsena i puzonistów, podczas gdy do tej pory główny ciężar w tym zakresie nieśli saksofoniści (którzy grali także na fletach i klarnetach). Pomimo zewnętrznego podobieństwa do poprzednich sekstetów i septetów, muzyka stała się też jakby bardziej "nerwowa" - więcej tu gwałtownych, niezapowiedzianych akcji, poszarpanych rytmów niż było do tej pory.

Pomimo tego narzekania na instrumentalistów, a w zasadzie na saksofonistów, to i tak jedna z najciekawszych płyt, jakie ukazały się z końcem 2001 roku. Bo jak inaczej można powiedzieć o dziesięciu ciekawych kompozycjach, doskonale zaaranżowanych, o jazzie zagranym z pulsem, żarliwością i nerwem rodem z Mingusa, w końcu o płycie, która przełamuje stereotyp niewielkich zespołów: kwartetów, kwintetów, należąc do ekskluzywnego grona "6up" zespołów. Jak inaczej powiedzieć, o płycie, która wciąga za każdym razem dając odkryć coś nowego.

Zanim jeszcze zachęcę do posłuchania - niech nikogo nie zwiedzie tytuł - płyta nie jest bardziej bluesowa, niż jakakolwiek inna płyta nagrana dotychczas przez Pavone. A teraz - słuchajcie, smakujcie - oktety zdarzają się niezmiernie rzadko, a zespoły grające tak wspaniałą muzykę są już zjawiskiem. Niestety.

1.  No Five Kimono; 2.  Sequence; 3.  Totem; 4.  Poet O Central Park; 5.  Bass Song; 6.  Bella Avo Fero; 7.  Otic; 8.  New Socks; 9.  Odette; 10.  Cherry Bars