Remembering Thomas/NU Trio

Autor: 
Paweł Baranowski
Mario Pavone
Wydawca: 
Knitting Factory
Data wydania: 
21.09.1999
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Mario Pavone – bass; Peter Madsen – piano; Matt Wilson – bass

Recenzji tej płyty powinno być co najmniej dwie. Dla tych, którzy muzykę Chapina znają oraz dla pozostałych. Pavone i Chapin przez długie lata współpracowali ze sobą, charakterystyczny, emocjonalnie nasycony ton Chapina znajdował kongenialną podstawę w basie Pavone. Tak było na wszystkich płytach Chapina na Knitting Factory Records, tak było na płytach sekstetów i septetu Pavone. Szczególnie ten ostatni kontekst jest istotny. Tą płytą Pavone składa hołd swemu przyjacielowi, a płyta zawiera kilka utworów znanych ze wspólnych sesji. 

Wersja dla znających wspólne dokonania Chapina z Pavone.

Niestety od pierwszego utworu (autorstwa Chapina) płycie towarzyszą porównania: które nagrania lepsze, co zmienia w muzyce Chapina wprowadzenie fortepianu i to w miejsce altu, itd. Myśl ta jest niemalże natrętna. Niestety też porównanie wychodzi na niekorzyść obecnego składu. Emocjonalność Chapina była wyjątkowa, jedyny w swoim rodzaju ton, żarliwość improwizacji balansującej na granicy free, jej swoboda nie da się łatwo przełożyć na instrument tak temperowany jak fortepian. Owych emocji, każdemu, kto porówna oba zespoły zawsze będzie brakowało pomimo, że Madsen dwoi się i troi, grając niekiedy (właśnie w utworach Chapina) w sposób również bardzo emocjonalny. Ale fortepian to nie alt i sposób prowadzenia dźwięku, artykulacja są z innych światów.

Nie pomaga też zmiana perkusisty. Matt Wilson jest bardzo dobrym jazzowym pałkerem, ale triu Chapina lekkości, powabności nadawał lekki beat Johnsa lub (przede wszystkim) Sarina, wykorzystującego z powodzeniem np. rytmy shufflowe. Również w autorskich dokonaniach Pavone, gdy był on pokazywany w kontekście innych muzyków (składy to były większe - 6-7 osobowe), kompozycje Pavone nabierały smaku dzięki Chapinowi prowadzącemu dialog z innymi instrumentalistami (Redman, Ehrlich, McEachern). Tu zostały one pozbawione owej skrzącej się zadziorności. Słuchając Pavone z wcześniejszych płyt zawsze zadaję sobie pytanie, czy rozhulają się tak mocno, że przekroczą ramy, wchodząc w bezkompomisowe free - muzyka ta jednak czerpie swoją moc właśnie z owego zmagania się aranżu z niepohamowaną improwizacją. Na tej płycie niestety tego wszystkiego brak.

Wersja dla osób nie znających wspólnych dokonań Chapina z Pavone.

Na płycie zawarte są utwory czterech kompozytorów: Pavone, Chapina, Monka i A. Peacock. Wyraźnie od pozostałych odbijają się utwory Chapina - są nasycone energią, brzmią jakby zaraz miały wybuchnąć. Pozostałe utwory utrzymane są już w podobnym klimacie: powolny, posępnym, oszczędnym w dźwięki. Spośród nich być może wyróżnia się jedynie "Arkadia", albowiem tu Madsen gra w sposób przywodzący na myśl pianistykę stridową, czy dokonania starych (Tatum) mistrzów. Sam zespół jest doskonale zgrany, co wynika poniekąd stąd, że od dłuższego czasu można ich usłyszeć na scenie Knitting Factory.

Całość nie zachwyca, ale i nie rani uszu. Osoby lubiące tria fortepianowe znajdą tu dużo dźwięków dla siebie - pianistyka Madsena jest bez zarzutu. Miałem jednak okazję słuchać jego już któryś raz i zawsze twierdzić będę, że bardziej do mnie przemawiają utwory szybkie, o sporym ładunku emocji grane przez niego. Tu prezentuje się w dużej mierze w repertuarze wyciszonym, skupionym, komplementacyjnym. Wciąż zatem pozostanę pod wrażeniem, że gdyby ta płyta była w tempie pierwszego z niej utworu, to byłoby o wiele lepiej. Lubiący basistów, mogą się długo wsłuchiwać w pełne, głębokie brzmienie Pavone. Długo zastanawiałem się jak pośród nich gra Wilson i jedyna konkluzja, do jakiej doszedłem to "w sam raz", choć być może jest to opinia krzywdząca dla tego ciekawego w swej grze perkusisty, dysponującego znacznym wachlarzem środków wyrazu. Wilson gra jednak (przynajmniej na tej płycie) w sposób bardzo wyciszony, aby jego docenić trzeba się wsłuchać.

Tam gdzie muzyka jest szybsza, zespół odżywa, muzyka staje się energetyczna, pianistyka Madsena emocjonujaca, a Pavone sprawnie prowadzi cały zespół nadając mu jedyny w swoim rodzaju puls (posłuchajcie bardzo dobrego "Bypass"). Gdy jednak zespół zwalnia ucieka gdzieś owa wewnętrzna energia jaka istnieje pomiędzy muzykami i aczkolwiek wciąż można mówić o tym, że przekazuje ona emocje, to są one chłodne, wyciszone - tu jednak mistrzem pozostaje "Jarrett" czy "Shirley Horn" (no ale ona także śpiewa) Z tego co powiedziałem wynika, że wolałbym, gdyby muzyka na tej płycie brzmiała żwawiej. Kiedy przeczyta się jednak notkę na wkładce, kiedy przypomni się tytuł płyty, wówczas można jedynie stwierdzić, iż jest to jedno z piękniejszych requiem, jakie Chapin mógł otrzymać.

Refleksja wspólna.

Mam przesyt muzyki granej przez tzw. klasyczne tria fortepianowe. Przez ostatnie kilka lat kupiłem 2 płyty takich zespołów: Caina w Winterze i właśnie tę. Napisałem o tej płycie wiele gorzkich słów, nawybrzydzałem nawet na nią, ale płyta ta niewątpliwie w moim odtwarzaczu znajdzie się o wiele częściej niż nagrania np. "Corei". Z niecierpliwością też będę poszukiwał dalszych nagrań Pavone, jak również polecam wszystkim: PATRZCIE NA MADSENA, to bardzo kompetentny pianista.

 

1.  Don't Mind If I Do (Chapin); 2.  Arkadia (Pavone); 3.  Miracles (Annette Peacock); 4.  The Red Blues (Pavone); 5.  Bypass (Chapin); 6.  Jam-Ming (Pavone); 7.  Pearl Talk (Pavone); 8.  Raise 4 (Monk); 9.  Swoosh (Pavone); 10.  Insomnia (Chapin); 11.  Aeolus (Chapin)