Symphony No. 1 Resurrection

Autor: 
Piotr Wojdat
Tomasz Sroczyński
Data wydania: 
23.10.2017
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Tomasz Sroczyński - violin, sampler

Z płytami takimi jak ta jest problem: nie wpasowują się łatwo w szufladki stylistyczne i nie są proste do rozszyfrowania przez recenzenta. Być może stąd właśnie wynika małe zainteresowanie albumem w prasie i stricte jazzowych serwisach muzycznych. Jednak nawet jeśli uznać, że pierwszy solowy album skrzypka Tomasza Sroczyńskiego to wypowiedź artysty, któremu, jak sądzę, nie zależy na schlebianiu gustom takiej czy innej publiczności, to przecież jego dokonania z przeszłości powinny dać jasny sygnał. Wiemy już, że mamy do czynienia z artystą, którego poczynaniom warto się bliżej przyjrzeć. Wiedzieliśmy o tym zresztą przed wydaniem “Symphony No. 1 Resurrection”.

Tomasz Sroczyński dał się poznać od dobrej strony szczególnie na płytach duetowych. Mniej udane było wspólne wydawnictwo z Jerzym Mazzollem, ale już “Bareness” nagrane z saksofonistą Markiem Pospieszalskim okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. “Symphony No. 1 Resurrection” może zresztą być traktowane jako dzieło, które ma trochę wspólnego ze wspominanym przeze mnie wydawnictwem z 2014 roku. Z pewnością oba albumy łączy melancholijna atmosfera oderwania od rzeczywistości. Gdy słuchamy rozciągniętych w czasie kompozycji Tomasza Sroczyńskiego, można poczuć jakby myśli i ciało lewitowały. Muzyka zawarta na albumie podtrzymuje ten stan zawieszenia aż do wybrzmienia ostatnich dźwięków. Jest też doskonale zaaranżowana i przemyślana. Efekty są słyszalne, a warto przy tej okazji dodać, że nie wzięło się to znikąd - nie bez powodu aż cztery lata zajęło artyście nagranie tego albumu.

Współczesna symfonia na skrzypce i sampler ma trzy odsłony: “Moderato”, “Largo” i “Allegro”. Pierwsza z nich jest chyba najciekawszym i najpiękniejszym dokonaniem artysty po dziś dzień. Dźwięki wydobywane ze skrzypiec tworzą polifonie, nawarstwiają się i urzekają różnymi odcieniami oraz barwami niczym dzieło malarza. Potem emocje są już nieco mniejsze, w środkowej części płyty zapada mrok, a na koniec, co sugeruje podtytuł “Allegro”, symfonia staje się bardziej dynamiczna i gwałtowna. Finał kompozycji jest już jednak minimalistyczny, wręcz ambientowy. Spina niczym klamra to monumentalne dzieło, które wprowadza słuchacza w stan permanentnej zadumy i niemal namacalnie oddziałuje na nastrój.
 

1. Moderato; 2. Largo; 3. Allegro;