My Foolish Heart
Kto wziął do ręki najnowszy krążek Ralpha Townera i spojrzał na okładkę tego wydawnictwa zanim usłyszał pierwsze dźwięki muzyki na nim zapisanej, być może zastanawiał się czego oczekiwać, w jaką podróż zabierze słuchacza ten album i gdzie pozostawi. Ascetyczna, bezpretensjonalna, jakby pokryta pociągnięciami kredek płaszczyzna, utrzymana w różnych odcieniach błękitu, która stanowi front okładki, budzi skojarzenia z tonią morza, lekko niespokojną, ale zarazem hipnotyzującą i wciągającą.
Pierwsze dźwięki My Foolish Heart malują nastrojowy pejzaż, tkają muzyczną opowieść, o nieśpiesznej, otwartej, przestrzennej formie. Klasyczna, spokojna, dość skromna aranżacja rozpoczynającego program płyty utworu, który przypomina średniowieczną balladę dworską, gdzie dźwięki wydobywane z przejęciem służą wzbudzeniu i podtrzymaniu zaciekawienia słuchacza narracją historii jaką opowiada artysta.
Następna kompozycja i kolejna, i dalsze utwory, to spójna stylistycznie, a przy tym różnorodna pod względem inspiracji, atmosfery, tempa, intensywności, utkana umiejętnie z pojedynczych, albo złożonych w soczyste akordy, nut, materia przenikająca wrażliwego słuchacza.
Trudno jest zaklasyfikować ostatni krążek Townera, multi-instrumentalisty (pianisty, trębacza, perkusjonisty, gitarzysty) do jakiejś pojedynczej kategorii. „Trzeci nurt” - ewolucja muzyki poważnej, dzięki elementom improwizacji, która jest esencją jazzu, to być może najlepszy termin, jakim można określić materiał na najnowszej płycie artysty. Jednak bardziej, niż jej klasyfikowanie, zajmujące jest poddanie się kołyszącemu, jak delikatne i niezupełnie przewidywalne fale morskie, nurtowi utworów.
Niewątpliwie to co uderza słuchacza to łatwość z jaką muzyk ujarzmia gitarę, by za jej pomocą uwolnić dźwięki, które zachłannie wyrywają się by wybrzmieć krótką chwilą, niczym rozbłyskujące w ciemności iskry nad płomieniami ognia, który rozświetla mrok.
Płyta My Foolish Heart to zbiór utworów o zmiennym tempie, sięgających swymi inspiracjami muzyki ludowej (Dolomiti Dance, które nasycone jest nastrojem nieskrępowanej swobody tradycyjnego tańca), muzyki klasycznej o średniowiecznym (wymieniony wcześniej otwierający płytę utwór Pilgrim), czy barokowym (dziewiąty Ubi Sunt) rodowodzie, ale również stanowiących gitarową translację jazzowych standardów (jak tytułowy My Foolish Heart, który z większą werwą, ale z zachowaniem lirycznego klimatu, nawiązuje do tematu ballady Billa Evansa).
Towner zachwyca swobodą, łatwością i lekkością, z jaką wydobywa ze swojego instrumentu (czy jest to klasyczna, czy 12-strunowa gitara) każdy możliwy rodzaj dźwięku. Choć nie towarzyszy mu w jego muzycznej opowieści żaden inny instrument, utworom nie brakuje lekkości i przestrzenności brzmienia w paśmie sopranów, ani rytmu, głębi i wibrującej mocy w basach.
Opisując solowe wydawnictwo Ralpha Townera należy poświęcić kilka słów przedostatniej kompozycji Blue as Bley, którą artysta poświęcił innemu muzykowi Paulowi Bley, wybitnemu pianiście jazzowemu, zmarłemu tuż przed rozpoczęciem pracy nad albumem My Foolish Heart.
Krążek zamyka dwunasty utwór o dość przewrotnym tytule Rewind (przewiń do początku). Pogodny, pełen subtelnych glissand, wigoru, nie tracąc nic z miękkości brzmienia, które definiuje cały materiał na płycie, w finałowych taktach umiejętnie zamyka krążek, kusząc jednak do ponownego wciśnięcia przycisku play w odtwarzaczu.
1. Pilgrim; 2. I'll Sing To You; 3. Saunter; 4. My Foolish Heart; 5. Dolomiti Dance; 6. Clarion Call; 7. Two Poets; 8. Shard; 9. Ubi Sunt; 10. Biding Time; 11. Blue As In Bley; 12. Rewind
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.