Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band
Charlie Watts podczas jednego z wywiadów sprzed kilku lat przeglądając fotografie z instrumentami The Rolling Stones z lat sześćdziesiątych, powiedział: „Nadal mam te talerze, ale nie używam ich na koncertach ze Stones’ami... Są dla nich za dobre. Używam ich tylko na moich jazzowych gigach”. W końcu przyszedł czas, aby je ponownie wyciągnąć, bowiem Charlie Watts na swojej drodze spotkał jedną z najsłynniejszych jazzowych orkiestr w Europie – Danish Radio Big Band. Wspólnie nagrali w pełni jazzową, świetną big bandową płytę.
Charlie Watts to jeden z najbardziej rozpoznawalnych perkusistów na świecie. Przez wszystkich kojarzony jest dzięki rockowej legendzie – The Rolling Stones. Niewielu jednak wie, że w duszy Charliego Wattsa gra muzyka jazzowa. W latach dziewięćdziesiątych perkusista zorganizował świetny kwintet jazzowy, ku pamięci Charliego Parkera. Później, razem z wokalistą Bernardem Fowlerem nagrał dwa albumy prezentujące jazzowe standardy (Warm and Tender, 1993 i Long Ago And Far Away, 1996). Wcześniej grywał w big bandach, przez które przewinął się sam Evan Parker. Zamiłowanie Charliego Wattsa do muzyki jazzowej jest więc nie małe, co doskonale słychać na w gruncie dobrej kolaboracji z duńśkim big bandem.
Album “Charlie Watts Meets the Danish Radio Big Band” to zbiór zaledwie siedmiu utworów. Znajdują się na nich zarówno autorskie kompozycje Charliego Wattsa, jak i wielkie szlagiery The Rolling Stones (zaskakująco bujające „Satisfaction”, nastrojowe „Paint It Black” i najbardziej śpiewne i beztroskie „You Can’t Always Get What You Want”). Materiał zarejestrowano live, podczas pierwszego koncertu w tym składzie, po czterech dniach prób w Kopenhadze, w 2010 roku. Kompozycje zebrane na album mają mocno umiarkowany temperament, choć trzeba przyznać – są bardzo dobrze zaaranżowane. Największym zaskoczeniem na albumie jest jednak.... samo nazwisko Charliego Wattsa i ciężko będzie od tego uciec. Tym bardziej że warstwa muzyczna albumu jest na tyle cienka, że nie ma specjalnie jak się za nią schować. Sytuację ratuje dwuczęściowa, nieco pościelowa suita ku czci Elvina, zaprezentowana na początku albumu (druga część znacznie żwawsza). Ustalone, melodyjne aranżacje zgrabnie mieszają się tutaj z kolektywnymi improwizacjami ciągniętymi przez saksofonistów: Uffe Markussena i Larsa Møllera, a także gitarę znakomitego Pera Gade.
Album stanowi miłą ciekawostkę w dorobku zasłużonego już Charliego Wattsa. Duży plus za wyjście z rockowego cienia i próbę przeniknięcia do szerszego grona odbiorców za pomocą czegoś znacznie ciekawszego niż kolejna kompilacja „The Best Of The Rolling Stones”.
1. Elvin Suite Part. 1; 2. Elvin Suite Part. 2; 3. (Satis) Faction; 4. I Should Care; 5. You Can't Always Get What You Want; 6. Paint It Black; 7. Molasses
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.