Nils Frahm i Hauschka - koncertowe otwarcie Europejskiego Centrum Solidarności
Dla złaknionych szerokiego dostępu do kultury w Gdańsku nastały dobre czasy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zrobił nam się sezon na walne wydarzenia muzyczne. Dwa tygodnie upłynęły, od kiedy plejada gwiazd oświeciła tłumy zebrane na widowisku Esperanza+, a już nadarzyła się kolejna nie lada gratka – jednym z punktów programu wielkiego otwarcia Europejskiego Centrum Solidarności był podwójny koncert, który zagrali Nils Frahm oraz Volker Bertelmann, szerzej znany jako Hauschka.
Dwóch czołowych pianistów dzisiejszej sceny contemporary classical w jednym miejscu, w dodatku absolutnie za darmo? Mimo, iż nie była to dla żadnego z nich premierowa wizyta w Gdańsku, tłumy które pojawiły się w monumentalnym budynku wznoszącym się tuż przy historycznej bramie Stoczni Gdańskiej mówiły same za siebie. Nie wszyscy otrzymali możliwość obejrzenia muzyków w akcji – wejściówki rozeszły się bowiem bardzo szybko, a pokaźnych rozmiarów audytorium zostało szczelnie wypełnione.
Przywilej zagrania jako pierwszy muzyk w nowym miejscu otrzymał Nils Frahm. Z tego rodzaju zaszczytem w parze idzie zazwyczaj potrzeba podjęcia ważnych decyzji: „Nie mam pojęcia jak zagrać – przyznał pianista – surowo i brutalnie, czy raczej miękko i słodko... Spróbuję jednego i drugiego.” I tak mniej więcej właśnie uczynił. Siedząc w rozkroku między dwoma pianinami, w pobliżu mając jeszcze trzecie zaserwował nie mniejszy niż wskazywała na to jego pozycja fizyczna szpagat stylistyczny. Kompozycje introwertycznego minimalisty obierały różne kierunki. Kameralne zagrywki fortepianu zanurzał Frahm w przestrzeni elektronicznego podkładu, który nabrzmiewał miękką psychodelią lub innym razem uderzał w nastrojowość bliską dokonaniom Jeana Michela Jarre'a. Fragmentami dominowały brzmienia dźwiękowych urządzeń (sampler, basowe organy itp.) czasem pianista zapędzał się nabudowując utworom kolejne warstwy i stworzona w ten sposób suita czy też mikro-opera trąciła z lekka patetyzmem (co zważywszy na okazję da się jeszcze wytłumaczyć, zwłaszcza iż granica dobrego smaku nie została przekroczona a były też momenty wprost świetne), lecz najbardziej autentycznie wypadł, gdy posłużył się najprostszą z wypowiedzi. Ascetycznie, bez upiększeń wykonana ballada You odsłoniła największy atut muzyka – jego szczerość. Ona to właśnie sprawiła, iż nie mieszczący się przecież w kategorii najbardziej spektakularnych koncert był tak silnie nacechowany emocjonalnie.
Gdy na scenie pojawił się Hauschka, było już kilkadziesiąt minut przed dwunastą. Znużenie, do którego artysta otwarcie na wstępie się przyznał, nie dało się na szczęście we znaki muzyce, którą tak późnym wieczorem zaprezentował. Niespodzianką, a jednocześnie świadectwem czujności i otwartości muzyka na otaczającą go rzeczywistość był fakt, iż występ swój rozpoczął od improwizacji korzystającej z odgłosów wydawanych przez będącą częścią ekspozycji ECS-u instalację dźwiękową Floriana Tuercke. Hauschka oczekiwań publiczności nie zawiódł. Jego spreparowane, obstawione do granic możliwości licznymi przedmiotami pianino o posklejanych taśmą strunach wybrzmiewało na przemian dźwiękami to metalicznymi, to znów stłumionymi. To dzięki swym firmowym zabiegom Volker Bertelmann uzyskuje w swoich muzycznie opartych na prostych środkach kompozycjach brzmienie tak szerokie i oryginalne. Oszczędność ta jednak jest cnotą, jeśli wynika z niej twórczość o tak interesującym kształcie. A że za utworami stoi długoterminowa praca, można było się przekonać słuchając opowiadania o idei najnowszego albumu artysty: „Częstokroć zdarza mi się, że po zakończeniu wielogodzinnej, wytężonej pracy nad czymś budzę się w poczuciu dziwnej pustki, która jednak jest inspirująca i paradoksalnie ma w sobie coś radosnego. W mieszkaniu mojego przyjaciela na ścianie wisi zdjęcie opuszczonego garażu. (…) Zainteresowało mnie ono na tyle, że przełożyłem ten obraz na to właśnie poczucie, a potem z kolei – na projekt napisania kompozycji w hołdzie opuszczonym miastom” - zapowiedział jedno ze swych najnowszych dzieł niemiecki pianista. Wydłużona interpretacja utworu dedykowanego opuszczonemu włoskiemu miasteczku Craco stanowiła główną część koncertu artysty. Finałem głównego setu (mimo późnej pory wywołano go później na bis) było stopniowe uwolnienie instrumentu z tkwiących na nim preparacji – Hauschka nie przerywając gry odpinał zapięte na strunach klamry, odrzucał kolejno piłeczki pingpongowe, metalowe dzwonki i inne przedmioty, a fortepian rozbrzmiewał tonem coraz to bardziej naturalnym.
Tą interesującą demonstracją zakończył się pierwszy dzień obchodów otwarcia Europejskiego Centrum Solidarności. Dwóch wybitnych muzyków zaprezentowało dużą część tego, co we współczesnej pianistyce najciekawsze. Zaproszenie tego rodzaju artystów na pierwsze koncerty w nowym obiekcie budzi nadzieję, że jego olbrzymi potencjał zostanie – w najbardziej nas interesującym, artystycznym kontekście - odpowiednio wykorzystany.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.