Wilde Senoritas/Hexensabbat
Pozycja Irene Schweizer we współczesnej muzyce awangardowej jest nieco ambiwalentna. Z jednej strony aktywnie uczestniczyła, właściwie od samego początku, w rozwoju europejskiej sceny muzyki improwizowanej [współpraca z Globe Unity Orchestra, London Jazz Composers, płyty z Manfredem Schoofem, Hannem Benninkiem, Joëlle Leandré]. Z drugiej jednak, pozostała artystką bardzo konsekwentnie kroczącą własną drogą zachowując niezwykle wyraźny dystans do idei wolnej improwizacji tak, jak postrzegali ją jej współpracownicy. I właśnie płyty solowe – a szczególnie te dwie pierwsze, „Wilde Senoritas” i „Hexensabbat”, nagrane w połowie lat 70. przy okazji jej występów w Berlinie – doskonale pokazują jej zupełnie oryginalne oblicze.
Sama Schweizer sytuuje swą muzykę na niedocenianej linii wiodącej od Theloniusa Monka do Cecila Taylora z akcentem na tego ostatniego. Po pierwsze, dlatego, że Schweizer zainteresowana jest perkusyjnymi właściwościami fortepianu (sama zresztą grywa na perkusji i często w duetach z perkusistami). Po drugie, do Taylora zbliża ją fascynacja muzyką afrykańską z jej transowymi powtórzeniami. Jednak należy mocno podkreślić, że inspiracja ta ma ograniczony zasięg i przebiega nie tyle na płaszczyźnie organizacji wypowiedzi, ale raczej jej dynamiki.
A to właśnie w organizacji wypowiedzi zdaje się leżeć cała siła Schweizer. Utwory szwajcarskiej pianistki są bowiem bardzo specyficznym, wolnym przebiegiem skojarzeń związanych głównie z możliwościami niekonwencjonalnego rozwinięcia tematu. Ilość odniesień, do których może się odwołać, a także łatwość i poczucie humoru, z którymi tego dokonuje powoduje, że po prostu trudno się oderwać od ciągle zaskakującej logiki jej wypowiedzi.
Takie są także te dwie płyty będące najbardziej konsekwentnym a przy tym najbardziej inspirującym wyłożeniem jej wizji muzyki (bardziej bezkompromisowe niż jej późniejsze dokonania solowe, a także bardziej przejrzyste niż jej duety z perkusistami). Powiem szczerze, że solowe płyty fortepianowe stawiają mnie zazwyczaj na pozycji, za którą nie przepadam: doceniam wirtuozerię i równocześnie ta sama wirtuozeria mnie nudzi. Płyty Schweizer są jednak wyjątkiem. Mam wrażenie, że wirtuozeria ujawnia się na nich tylko mimochodem, że chodzi o coś zupełnie innego niż – mówiąc wprost – nadęte efekciarstwo. Dlatego jestem przekonany, że wśród wirtuozów fortepianu Schweizer jest jedną z najskromniejszych i równocześnie najbardziej erudycyjnych. Jest to wszystko niesłychanie przystępne i skrajnie wyrafinowane. To rzadkość. A widać to szczególnie wyraźnie w tym, co Schweizer robi wewnątrz fortepianu. Nie ma tu zbędnych i grafomańskich popisów, a tylko bardzo wysmakowane i zaskakująco przemyślane pomysły. Mistrzostwo.
Wilde Senoritas: 2. Wilde Senoritas; 2. Saitengebilde (Last Part to Dudu)
Hexensabbat: 1. Hexensabbat; 2. Rapunzel...Rapunzel...!; 3. Chabis; 4. Choix Mixed; 5. Dykes on Bykes; 6. Lavender Valse; 7. Monkey Woman; 8. Baba-Rum
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.