Qattara
Podejrzewam, że nazwisko Co Streiff niewiele mówi fanom jazzu w Polsce. Mnie również. Jej autorska płyta „Qattara” jest bodaj pierwszym i jedynym moim doświadczeniem z muzyką tej saksofonistki. Nieczęsto czytuję notki dołączane do płyt. Tym razem zastanowiło mnie wskazywanie w niej na zainteresowania arabską muzyką ludową Streiff i próba zazębienia muzyki znajdującej się na płycie z muzyką arabską. Fakt, wiele tytułów z „Qattary” ma arabskie konotacje, nie wyłączając kompozycji tytułowej, która jest nazwą depresji na pustyni w Libii.
Być może zbyt mało znam muzykę arabską, a być może przez lata postmodernizmu, lata tworzenia muzyki arabskiej w Europie, charakterystyczne dla tej muzyki elementy tak wsiąknęły w otaczającą nas muzykę, że nie potrafię znaleźć owych arabskich inspiracji na „Qattarze”. Co najwyżej pojawiają się pewne elementy – nazwijmy je aranżacyjne – które odwołują się do arabsko brzmiących harmonii i brzmień instrumentów, są one jednak tak nieliczne, że praktycznie pomijalne. Nie ma to moim zdaniem większego znaczenia. Na pewno muzyka tu zawarta nie jest i nie ma być folkową stylizacją.
Sekstet złożony ze szwajcarskich muzyków porusza się natomiast śmiało po muzyce zawieszonej gdzieś między wczesnym elektrycznym Hancockiem a współczesnym, progresywnym mainstreamem, nie stroniąc od folkowo brzmiących elementów. Te ostatnie jednak są trudno umiejscawialne. Ciężko powiedzieć jakie było ich źródło. Innymi słowy, muzyka miejscami brzmi jak trudne do określenia world music. Dla mnie szczególnie ciekawie wypada warstwa aranżacyjna i bogactwo brzmień jakie oferuje. Jakkolwiek w żaden sposób nie szokuje i trudno nawet wskazać w niej jakieś elementy nowatorskie, to jednak możliwości jakie Streiff dał aparat muzyczny składający się z czternastu instrumentów został dobrze wykorzystany. Same tematy również ani szczególnie nie wpadają w ucho, ani też nie zaskakują jakimiś rozwiązaniami formalnymi, jednak ich słuchanie sprawić potrafi dużą przyjemność.
I właśnie tak można najkrócej scharakteryzować tę płytę – choć w żaden sposób nie zachwyca, nie pada się przed tą muzyką na kolana, to jednakże jej słuchanie jest na pewno przyjemnym doznaniem. A przecież w muzyce chyba o to chodzi przede wszystkim. Płyta może się podobać i to chyba jest najważniejsze. Mnie w każdym bądź razie przypadła do gustu.
1. Ra; 2. Nus Nus; 3. Qattara; 4. Darb el-Mahashas; 5. Message From Thule; 6. Second Celebration /including the theme from 'Celebration' by Andrew Cyrille/; 7. Nonaah; 8. Intro/Blues For Zen; 9. Siwa; 10. NowNow!; 11. Gebrselassie /including 'Mu' by Sun Ra/
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.