Potrafiła zjednywać sobie przyjaciół wszędzie, potrafiła kilkoma dźwiękami przekonywać do siebie każdego, nawet tych którzy nie zdawali sobie sprawy, że na Zielonym Przylądku jest muzyka, która jak blues czy flamenco potrafi chwycić za gardło i nie rozluźnić uścisku nigdy. Sam nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem morny - stylu, którego Evora była być może największą gwiazdą. Udawało mi się skutecznie marginalizować istnienie muzyki z tego zakątka Afryki, aż do chwili kiedy nadarzyła się okazja porozmawiania z Evorą twarzą w twarz.