Piorun trafił Sonny’ego Clarka w ciemnym zaułku nowojorskiej ulicy 13 stycznia 1963 roku. Pianista miał ledwie 32 lata, przez dwie noce poprzedzające nieszczęście nie zmrużył oczu, grając koncerty w restauracji hotelu Alvin położonej przy Broadwayu. 13 stycznia temperatura była zbyt wysoka, by wytrzymał ją Sonny Clark i jego słabowity organizm, wycieńczony latami alkoholowo-narkotykowego nadużycia. Nowojorskie lato, rozlewające skwar między betonowe budynki i groźnie wyglądające wieżowce, opanowało miasto; nie było się nawet gdzie przed nim schować.