Podstawą etosu improwizacji jest dzielenie się muzycznymi ideami - rozmowa z Veryanem Westonem
Veryan Weston to błyskotliwy pianista, kompozytor, u którego ferwor improwizacji ściera się z rygorem intelektualnego, akademickiego przygotowania. Porozmawialiśmy m.in o jego pierwszym zespole Stinky Winkles (winkle- pobrzeżek, rodzaj ślimaka) i polskim etapie w jego twórczości. O najnowszych projektach i planach. O wieloletniej współpracy z Trevorem Wattsem (którego spytaliśmy wcześniej o to samo). O skalach pentatonicznych w utworze Tesselations. O tym, że wciąż poszukuje i próbuje nowych rzeczy.
Chciałbym zacząć od mało znanego polskiego akcentu w Twojej dyskografii. Wsród Twoich pierwszych nagrań znależć możemy Longplay grupy Stinky Winkles wydany przez Polskie Stowarzyszenie Jazzowa (Poljazz). Jak to się stało, że brytyjska grupa jazzowa wydała swój debiutw komunistycznej Polsce? Jak wspominasz sam koncert, jego okoliczności i wizytę w Polce w tamtych czasach?
To był okres póżnych lat 70-tych, początek 80-tych. Razem z partnerką i naszym synem przeprowadziliśmy się do dużego budynku z apartamentami, połączonego też z małymi domkami, to było w Hertfordshire, 25 mil na północ od Londynu. Zarządzała tym wszystkim organizacja Digswell Arts Trust. Jednym z powodów, dla którego zostaliśmy zaproszeni do tej artystycznej społeczności była chęć zaangażowania lokalnych mieszkańców, tak by oni też mieli możliwość eksplorowania własnej kreatywności, uczestniczenia w wernisażach itd.
Większość rezydujących artystów była związana ze sztukami wizualnymi, ja, bedąc muzykiem, pomagałem współtworzyć band. Złożony był z młodych muzyków, mieszkających w okolicy. Początkowo graliśmy funk jazz w na zapleczu miejscowego pubu, okazjonalnie nawet jakąś potańcówkę. Ale zacząłem pisać materiał dla zespołu, który poszerzałby trochę strefę ich komfortu… Nie wiem czy to dobry sposób by to opisać… Mógłbym powiedzieć, że zacząłem przemycać muzyczne pomysły, które mnie interesowały i wymagać więcej od pozostałych.
Stało się tak, że muzyka zaczęła się przemieniać w coś zupełnie nietypowego, wynikało to w dużym stopniu z tego co pozostali gracze wnosili od siebie, mając dość zróżnicowane korzenie muzyczne. Ale ponieważ wszyscy byli młodzi, bez reputacji, nie mieliśmy wielu okazji do grania, zaczęliśmy brać udział w konkursach. Pierwszym był organizowany przez Greater London Arts Associoation na “Młodego Muzyka Jazzowego Roku”, wygraliśmy go w 1979. To pozwoliło nam grać więcej w kraju, nawet w miejscach takich jak klub Ronnie Scotta, czasami też na festiwalach.
W 1980 wygraliśmy konkrurs zespołowy Dunkirk Jazz Festival, który pozwolił na sięgnać poza granice Anglii… co prawda tylko jakieś 20 mil, do miasteczka po drugiej stronie kanału. Potem wygraliśmy jeszcze konkurs w San Sebastian w Hiszpanii, poza nagrodą pieniężną, mogliśmy zagrać też trasę w kraju Basków.
Czwarty i ostatni konkurs, w którym wzięliśmy udział to był Jazz Nad Odrą w 1981 roku. Organizatorzy wymagali by zespoły biorące udział w konkursie zagrała selekcje jazzowych standardów z przypisanej listy. Zrobiliśmy z “Misty” 12 tonową wersję, “Donna Lee” została połączona z melodią z musicalu Indiana, a “Doxy” Sonny’ego Rollinsa stało się “Poxy” z bardziej punkowym, hard-rockowym feelingiem, cokolwiek niejazzowym.
Główną nagrodą była trasa po Polsce oraz nagranie dla krajowej wytówni płytowej Poljazz. W trakcie tej trasy w Polsce były bardzo zauważalne braki. Po każdym koncercie jaki graliśmy, biedni kierowcy musieli szukać garażu, który miał benzyne, co często oznaczało, że musieli czekać całą noc, żeby zatankować, odebrać nas rano i ruszać od razu na następny koncert. W czasie jednego ze śniadań widziałem Lecha Wałesę, siędzącego przy stoliku obok. To było bardzo wyjątkowe, móc być częścią tych wydarzeń. Zauważyliśmy też, że publiczność była bardzo różnorodna, wszystkie grupy wiekowe, całe rodziny, żołnierze, młodzi studenci – wszyscy bardzo otwarci na naszą muzykę.
Pośród wczesnych nagrań znajdziemy też muzykę nagraną przez Trevor Watts Moire Orchestra (pierwsza płyta wydana 1985 roku). Ponad 30 lat później Trevor jest wciąż jednym z Twoich najważniejszych muzycznych współpracowników, w duecie oraz większych składach. Z Twojej perspektywy, jakiego rodzaju muzyczna i poza-muzyczna więź jest potrzebna by grać ze sobą tak długo, jak zmieniła się ona po trzech dekadach?
Tak, to było krótko po tym jak Stinky Winkles się rozwiązali. Poznałem i zaprzyjaźniłem się z Trevorem…Mieliśmy wspólne muzyczne zainteresowania, choć Trevor był starszy i miał dużo większe doświadczenie niż ja. Bycie częścią Moire Music było niezwykłe, bardzo wymagające muzycznie. Nauczyłem się grać różne rytmiczne cykle każdą reką, tak, że one się krzyżowały, albo nakładały na siebie – pomogło mi to rozwinąć niezależność obu rąk przy grze na pianinie, to było przyjemne wyzwanie. Mieliśmy w składzie perkusistów z Ghany, m.in Nana Tsiboe oraz irlandzkiego bębniarza Liama Genocky – dawali muzyce świetny rytmiczne feeling.
W tym czasie też, przy okazji jednego z poszerzonych składów Moire Music poznałem wokalistę Phila Mintona, z którym dużo pracowałem od końca lat 80-tych, aż do dzisiaj.
Ta cała wspólna historia z Trevorem, wtedy, a nawet jeszcze wcześniej kiedy działaliśmy Little Theatre Club a on grał w Spontanous Music Ensemble, gdzie ja stawiałem swoje pierwsze kroki jako improwizator – to wszystko pomogło ukształtować to co robimy dzisiaj wsþólnie. Oboje lubimy eksplorować trzy podstawowe komponenty muzyczne – harmonię, melodię, rytm. Niekoniecznie zajmujemy się tym co Derek Bailey określił jako nie-idiomatyczną improwizację, ale pomimo to staramy się by to było świeże, poszukujące, więc pozostaje tutaj ten element nieznanego, który daje nam inspiracje poprzez zaskoczenie. Wciąż pozostaje nam wiele do zbadania.
Wspólna praca przez tak długi czas jest dla mnie osobiście niezwykłą nagrodą. Cały ten wspólny czas, nie tylko na scenie, grając muzykę, ale podróżując, jedząć, pijąc, czekając – to wszystko w naturalny sposób zbudowało swoistą intuicję. To umiejętność pozwalająca przewidywać rzeczy, w pozytywnym sensie, właściwie to ona daję mi jeszcze wiarę w ludzkość.
Niektóre z Twoich nagrań zawierają gry słowne [Shorter than the longer piece” (Mercury Concert) [“kawałek krótszy od dłuższego kawałka”], A Twój pierwszy zespół nazywał się Stinky Winkles. Czy humor jest ważnym elementem Twojej muzycznej wizji?
Bardzo sporadycznie. Wolę myśleć o tych tytułach jako grach językowych[playful] niż czymś humorystycznym.
Nagranie “Different Tesselations” prezentuje Twoją kompozycję w wykonaniu pianisty Leo Svirsky’ego a inną jej cześć zaśpiewaną przez Vocferous Choir. Jakie było Twoje podejście do kompnowania muzyki dla innego pianisty oraz zespołu wokalnego? Na jakich muzycznych pomysłach I problemach skupiasz się jako kompozytor, w odróżnieniu od działalności jako improwizator?
Ten projekt był wynikiem zaproszenia do Graz w Austira, gdzie miałem napisać kompozycję dla grupy wokalistów jazzowych. Ten utwór wokalny (byłem jednym z wykonawców) wykorzystuje ten sam materiał, którego użyłem dla kompozycji “Tesselations For Piani”, który wykonywałem wielokrotnie, m.in w Brukseli na Luthéal piano. Później udało się zorganizować też 3 koncerty oraz nagranie dla BBC studio w Anglii.
Ponieważ byłem już zaangażowany jako wokalista z Vociferous Choir, zdecydowałem się poprosić innego pianisty o wykanie pierwszego “Tessellations” na koncertach. Leo Svirksy, pochodzący z Waszyngtonu, ale mieszkający w Holandii, studiował grę na fortepianie w tamtejszym konserwatorium. Ma fantastyczną zdolność wychwytywania pomysłów, wykonywania ich na swój sposób, a to pasowało do tej kompozycji. Jego wersja sporo różni się od mojej.
To aspekt dotyczący improwizacji w ramach struktury kompozycji. Tą strukturą jest materiał, efekt mojej pracy już ponad 30 lat nad skalami pentatonicznymi i ich wzajemnymi relacjami.
Jak porównałbyś brytyjską / europejską scenę muzyki improwizowanej z czasów nagrań Stinky Winkles dla Poljazzu a dziś? Co się poprawiło, co pogorszyło?
Muzyka improwizowana zostałą o wiele szerzej zaakceptowana jak wartościowy proces muzycznej kreacji, także w środowiskach akademickich. Stało się już dość powszednie czytanie różnych prac dotyczących różnych aspektów, wymiarów improwizacji, niekoniecznie zakorzenionych w amerykańscim free-jazzie. Gitarzysta ze Stinky Winkles – Gary Peters, opublikował dwie swoje prace w Chicago Press (“Filozofia Improwizacji” oraz “Improwizująca Improwizacja”), jest wiele perspektyw natury filozoficznej czy intelektualnej,
Ja czuję, że zmiany były w głównej mierze na lepsze, jako że podstawą etosu improwizacji jest dzielenie się muzycznymi ideami, w danej chwili, z innymi muzykami, tak by muzyka była efektem ko-operacji… Więc zazwyczej to nie jedna osoba podejmuje decyzję, co zagrać, czego nie grać.
Być może trudniejsza (czy jak stwierdziłeś “na gorsze”) jest zmiana dotycząca potencjalnej frakcyjności środowiska. Sytuacje, w których to co robisz przestaje pasować do wymaganej estetyki czy agendy innych uczestników. Ale wtedy masz prosty wybór – albo nauczyć się tego co robią pozostali, zdecydować czy interesuje cię eksplorowanie własnej muzyki w tym języku, albo odejść, jeśli nie chcesz być tego częścią.
Jak są twoje obecne projekty i najbliższe plany?
Właśnie zostało wydane nagranie dużego projektu, który zróbiłem w Toronto “The Make Project” z perkusistą Jean Martinem, oraz dyrygentką i wokalistką Element Choir – Chrstine Duncan. To bardzo ambitny projekt, na dużą skalę, z ponad 50 wykonawcami, skomponowany, ale kolaboracyjnie, z elementem improwizacji.
Mam nadzieję, że nagranie “Ways For An Orchestra” zostanie wydane we Włoszech przez I Dischi Di Angelica. To są wybrane pieśni, które wykonywałem z Philem Mintonem przez ostatnie 30 lat, nagrane z udziałe orkiestry kameralnej z Bolonii. Także to są aranżację, zorkiestrowane piosenki ale wymagają też od zespołu improwizacji.
W dalszej kolejności - pracujemy z Trevor nad projektem “Quantum Illusion”, w którym gram na keystation oraz starym modulatorze dźwięku. To jest na razie “work in progress”. Pracuję też nad pomysłami gry na fortepianie, które były by wyzwaniem technicznym, pianistycznym. Czuję, że będę mógł je łatwo wkomponować w to co robimy z Trevorem, na razie to są ćwiczenia, które przyswajam sobie trochę na poziomie nie do końca świadomym, to jest chyba niekończący się proces… Używam tutaj sporo z efektów swoich badań nad skalami pentatonicznymi I różnych powiązanych z tym zagadnień, różnych sekwencji, o których trzeba będzie zapomnieć zanim nie pojawią się jako nowy pomysł, ponownie odkryty w trakcie improwizacji. Co właściwie jest nowe?
Często zastanawiam się jak wiele prywatnej przestrzenii, czasu pozostaje w życiu muzyka, pełnym rygoru koncertów, tras, ćwiczeń etc. Czy masz jakies pasje, którym możesz poświęcić swój czas?
Tai Chi, gotowanie, rodzina, czytanie, fotografia oraz….o tak, słuchanie muzyki.
Na sam koniec – odwiedziłeś ostatnio kilkakrotnie Polskę, jaki jest Twoje ulubione polskie danie?
Jestem weganinem, ale zauważyłem, że to już właściwie międzynarodowa moda, stała się też częścią życia w Polsce, dzięki czemu miałem tutaj sporo udanych posiłków.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.