Złota kraina Bester Quartet w Studio Lutosławskiego

Autor: 
Maciej Nowotny
Autor zdjęcia: 
facebook.com

W niedzielę 21 lipca 2013 w Studio Koncertowym Polskiego Radia imienia Witolda Lutosławskiego na warszawskim Mokotowie dał koncert Bester Quartet. Zespół znany do 2012 roku jako The Cracow Klezmer Band wydał właśnie swoją kolejną, dziewiątą płytę zatytułowaną “The Golden Land” zawierającą muzykę inspirowaną piosenkami żydowskiego barda Mordechaja Gebirtiga.

Zespół tworzą Jarosław Bester grający na rosyjskiej odmianie akordeonu zwanej bajanem, Jarosław Tyrała na skrzypcach, Oleg Dyyak na perkusjonaliach, klarnecie i bajanie oraz Mikołaj Pospieszalski na kontrabasie. Dodatkowo usłyszeliśmy także Tomasza Ziętka na trąbce, którego znamy z gry w Pink Freud, Marcina Malinowskiego na klarnecie basowym, lidera debiutującego niedawno Meadow Quartet oraz kwartet wiolonczelowy z udziałem Magdaleny Pluty.
Impuls do zajęcia się Gebirtigiem dał Besterowi Miron Zajfert, szef warszawskiego festiwalu Nowa Muzyka Żydowska. I dobrze się stało, bo twórczość najsłynniejszego chyba żydowskiego barda z Krakowa jest mało znana współczesnym Polakom. Usłyszeć tak dobrze znane melodie zagrane w równie wyśmienitym wykonaniu ucieszy zapewne niejedno żydowskie serce. Z kolei my będziemy mieli okazję przypomnieć sobie jak ciekawa była kultura naszych, nieobecnych już, współobywateli.

Od strony czysto muzycznej najnowsza płyta Bester Quartet opiera się na dobrze znanym z jej poprzednich krążków języku muzyki klezmerskiej i na olśniewającym poziomie wykonania bliskim standardom muzyki klasycznej. Do tego należy oczywiście dodać niewątpliwą charyzmę lidera zespołu i jego partnerów, która to mieszanka nieodmiennie porywa publiczność na całym świecie. Nie dziwi zatem, że “The Golden Land”, podobnie jak poprzednie płyty tego zespołu, zostało wydane przez prestiżowe, nowojorskie wydawnictwo Tzadik Records.

Warto przy tym zauważyć jak wiele dobrego wnieśli do muzyki zespołu zaproszeni goście. Pełne pasji sola Magdaleny Pluty, a zwłaszcza Marcina Malinowskiego i Tomasza Ziętka, który wspomógł się elektronicznie przetworzonym dźwiękiem, wprawiając tym w zdumienie siedzącego niedaleko mnie Jerzego Maksymiuka, pokazały jak wiele zyskać może muzyka Bester Quartet, gdy dodać jej trochę żywiołowości i nieprzewidywalności.

W każdym razie trud artystów publiczność nagrodziła brawami na stojąco, odegrano (dwa!) bisy, a w niejednych oczach widziałem autentyczne łzy wzruszenia. Może zatem mój niedosyt związany z pewną przewidywalnością muzyki tego składu jest nieuzasadniony, a Jarosław Bester i jego koledzy mają rację, że trzymają się tego co im do tej pory tak dobrze wychodzi? Bo przecież i muzyka Gebirtiga jest niezbyt wyrafinowana, z ducha plebejska, a jednak  pomimo całej swej prostoty przemawia ciągle do serc i wzrusza mocniej niż niejedna symfonia czy kantata...