Pomysł na własną, oryginalną muzykę jest w procesie twórczym rzeczą kluczową dla każdego artysty. Z Sebastianem Zawadzkim rozmawia Andrzej Kalinowski

Autor: 
Andrzej Kalinowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne
Rozmowa Andrzeja Kalinowskiego z Sebastianem Zawadzkim – utalentowanym młodym pianistą (ur.1991), kompozytorem, aranżerem i improwizatorem. Kolejnym polskim muzykiem, który studiuje poza granicami Kraju, w Danii. Niedawno ukazała się jego pierwsza solowa płyta, jednak uprzednio, wraz z zespołem, nagrał aż cztery albumy.
 
Jazzarium: Jakie są główne obszary twoich muzycznych zainteresowań?
 
Sebastian Zawadzki: Moje zainteresowania w szczególności są skierowane na muzykę jazzową, oraz kompozycję orkiestrową, w tym wypadku najczęściej w muzyce filmowej. Interesuję się też bardzo muzyką klasyczną, procesem miksowania muzyki, i tworzeniem brzmień syntetycznych, ale akurat w tych trzech ostatnich dziedzinach nie nazwałbym siebie ekspertem. Lepszym określeniem byłby "pasjonat", aczkolwiek niekiedy próbuję również swoich sił w tych dziedzinach (głównie wtedy, gdy gonią terminy, a ja nie mam nikogo do pomocy). Moją szczególną pasją w muzyce jest aranżacja, więc w jakimkolwiek gatunku muzycznym tworzę, zawsze staram się formę muzyczną skomplikować, sprawić, że będzie ona zaskakiwać nieregularnością i zmiennością, ale przy okazji będzie przyjemna w odbiorze. Lubię zachowywać równowagę pomiędzy spontanicznością w improwizacji i zachowaniem porządku w formie.
 
 
Pochodzisz z Torunia i wychowałeś się w muzykalnym domu.
 
Tak, mój Tata jest klasycznym gitarzystą. To dzięki niemu zacząłem się interesować jazzem. Kiedy miałem 15 lat wysłał mnie pierwszy raz na warsztaty jazzowe w Puławach, od tej pory fortepian klasyczny, który był dla mnie tylko obowiązkiem w szkole muzycznej, stał się przyjemnością.
A co do Torunia? Jest fascynującym miastem, i wracam do niego z radością, kiedy tylko mam trochę wolnego czasu. Mieszkałem w nim od urodzenia. Wyprowadziłem się z tego miasta zaraz po maturze, ale mam wiele miłych wspomnień związanych z miastem. Toruń jest miastem bogatym w kulturalne wydarzenia. Uczestniczyłem wielokrotnie zarówno w festiwalu Jazz Od Nowa, jak i koncertach w Dworze Artusa, który często prezentuje klasyczne koncerty na bardzo wysokim poziomie. Również moja była szkoła muzyczna rozwinęła skrzydła, przenosząc się do nowego budynku i budując nowoczesną salę koncertową. W Toruniu szczególnie lubię spędzać czas na barce na bulwarze, w wakacje w miejscu, gdzie były nagrywane pierwsze sceny "Rejsu".
 
Wciąż się jeszcze uczysz, studiujesz w Kopenhadze, równocześnie jesteś coraz bardziej aktywny w sensie twórczym, zarówno solo jak i w zespole. Sprawiasz wrażenie, że masz na obecną chwilę bardzo wyrazistą koncepcję muzyki, tego jak chcesz się przez nią wypowiedzieć.
 
Myślę, że chcę powiedzieć dużo więcej, ale by to zrobić, muszę się jeszcze sporo nauczyć. Ale wciąż się rozwijam, chciałbym się uczyć przez całe życie. A to, że moja muzyka ma wyrazisty kształt, to mogę się zgodzić, przynajmniej te płyty, które do tej pory wydałem, mają taką wspólną rysę wynikają z moich preferencji estetycznych.
Na pewno nie chcę grać muzyki stricte swingowej w swoich autorskich projektach, bo czuję, że jest to uwsteczniające, ten styl muzyczny miał już lata swojej świetności. Bardziej niż "jazz" wolę określenie "muzyka improwizowana", ponieważ "jazz" może narzucać ramy stylistyczne. A improwizować można przecież na bazie każdego stylu muzycznego. Zresztą również improwizacja nie różni się bardzo od kompozycji, na tej samej zasadzie dokonuję obydwu aktów tworzenia, tylko że kompozycję rozpisuję i dokumentuję w partyturze, a improwizacja pozostaje niezapisana, dokonuje się w konkretnej chwili i nie może być powtórzona, nie ma czasu na poprawki.
 
 
 
Masz już jakiś konkretny plan, czy raczej zdajesz się na pewną przypadkowość zdarzeń i tylko zdobywasz niezbędne doświadczenia, wiedzę do podjęcia konkretnych wyzwań w nieodległej przyszłości?
 
Czy mam jakiś plan? Tak, mam konkretną wizję tego, jak chciałbym funkcjonować w najbliższej przyszłości. Pytanie tylko, na ile uda mi się ją zrealizować. Moim priorytetem jest: prezentować swoją muzykę szerszej publiczności, grać mój solowy projekt Luminescence oraz wykonywać projekty zespołowe: Tone Raw i Jazzpocalypse. Chciałbym też nagrywać kolejne płyty i zająć się kompozycją, również na większe obsady instrumentalne. W najbliższym czasie chciałbym nawiązać dobry kontakt z branżą filmową, ponieważ coraz więcej czasu spędzam ostatnio na pisaniu partytur orkiestrowych. Pisanie muzyki do filmu oraz na większy skład jest wspaniałym zajęciem, a dzięki uczestniczeniu w warsztatach dla kompozytorów w ramach festiwalu FMF w Krakowie, oraz warsztatom w ramach festiwalu Transatlantyk, a także współpracy z kompozytorami i łódzką filmówką, moje zainteresowanie filmem jest coraz większe. Marzeniem jest wybudowanie małego studia w miejscu, gdzie ostatecznie zamieszkam po skończonych studiach magisterskich w Kopenhadze. Bardzo się cieszę, że wraz z moją dziewczyną Weroniką, która studiuje reżyserię dźwięku w Kopenhadze, mamy ten sam cel w przyszłości.
 
Właśnie przeprowadziłeś się do Kopenhagi. Jakie kwestie są dla Ciebie najważniejsze w edukacji muzycznej w Polsce i w Danii?
 
Po trzech latach nauki w Konserwatorium Muzycznym w Odense uzyskałem licencjat w klasie fortepianu jazzowego. Miałem tam zajęcia zarówno z fortepianu jazzowego jak i klasycznego. Cenię sobie ten czas bardzo, ponieważ duńska edukacja pozostawia sporo swobody, i jest bardzo tolerancyjna w stosunku do tego, co chcesz robić, w jakim kierunku chcesz się rozwijać. No i wyposażenie akademii w porównaniu z polskimi warunkami jest lepsze. Dostęp do studia nagrań dla studentów, sale z dwoma fortepianami w każdej, możliwość zadzwonienia po stroiciela w każdej chwili na koszt szkoły itp. Być może nie wszyscy skandynawscy muzycy są na bardzo wysokim poziomie technicznym (na to też ma wpływ krótsza edukacja muzyczna, na jej niższych szczeblach, niż ma to miejsce np. u nas), ale większość z nich ma bardzo kreatywne podejście do grania na instrumencie. Na III roku studiów znalazłem się w Krakowie. Był to bardzo cenny czas dla mnie. W szczególności dzięki pedagogom takim jak Dominik Wania, Romana Podsadecka, z którą miałem fortepian klasyczny i bardzo mi pomogła, oraz Mateusz Bień, który zainteresował mnie tematyką reżyserii dźwięku oraz tworzenia muzyki do animacji.
Aktualnie dostałem się na studia magisterskie z dwoma semestrami wyjazdowymi (w Paryżu i w Berlinie), ale zmieniłem plany, przeniosłem się na kierunek stacjonarny parę dni temu. Doszedłem do wniosku, że spędzone 2 lata w Kopenhadze przyniosą mi więcej korzyści niż przenoszenie się, co pół roku w inne miejsce.
 
 
Swoboda w dokonywaniu wyborów jest dla Ciebie najważniejsza?
 
Tak, w Danii panuje duża swoboda, można się skupić na realizowaniu własnych projektów, nikt nie mówi ci, co masz grać. Dowiadujesz się też wiele o promocji muzyki, masz możliwość spotkania ludzi, którzy zajmują się muzyką nie tylko jako muzycy, ale także jako biznesmeni, ludzi, którzy są organizatorami festiwali, promotorami. Na północnoeuropejskich uczelniach studenci mają świetne warunki: w  pełni wyposażone klasy z  fortepianami, akademię czynną 24 godziny na dobę, przyjazną atmosferę, dostęp do studia nagrań. W  Krakowie pod względem wyposażenia sal i  warunków jest gorzej, ale za to inne elementy wypadają tu lepiej, jak poziom niektórych zajęć czy umiejętności studentów – szczególnie w zakresie fortepianu klasycznego czy jazzowego. W  Polsce już od wczesnego dzieciństwa muzycy są postawieni wobec wysokich wymagań w szkołach muzycznych. W  skandynawskim systemie edukacji muzycznej nie wywołuje się takiej presji na uczniach jak w  Polsce – ma to swoje dobre i złe strony. Do Danii warto wyjechać, kiedy ma się już wypracowany warsztat techniczny. „Polska szkoła” skupia się bardziej na technicznym aspekcie, np. graniu standardów jazzowych – egzaminy polegają właśnie na odegraniu standardów z  listy. W  Danii na egzaminie oczekuje się własnych kompozycji, autorskiego pomysłu na tworzoną muzykę – nie musi to być nawet jazz. To bardzo kreatywne, skłaniające do poszukiwań podejście. Pomysł na własną, oryginalną muzykę jest w procesie twórczym rzeczą kluczową dla każdego artysty.
 
 
Niedawno, w wydawnictwie ForTune, ukazała się Twoja pierwsza płyta na fortepian solo: Sebastian Zawadzki – Luminescence.
 
Solowa płyta była od dawna wyzwaniem, któremu chciałem sprostać. Dwa lata temu miałem już wystarczająco dużo materiału aby zarejestrować go na płycie, poszukiwałem też wydawcy. Wymagało to nie tylko pracy, pomysłu i odwagi, potrzebowałem również wsparcia i zaufania, jakiego w odpowiedniej chwili udzielili mi Jarek Polit z ForTune i Maciej Nowotny, twórca bloga o polskim jazzie, który jako pierwszy zarekomendował moją muzykę temu wydawcy. 
 
 
 
Miałeś jakieś szczególne inspiracje?
 
Zalążkiem tego pomysłu były moje inspiracje solowymi nagraniami jazzowymi i  recitalami klasycznymi. Kompozycje na Luminescence są różnorodne. Niektóre posiadają bardziej rozbudowaną formę, jak np. Provisorium gdzie już w samym temacie mamy wiele zmian metrum, a lewa ręka prowadzi kontrapunkt w odniesieniu do prawej. Tytułowe Luminescence składa się z kolei z wielu warstw dynamicznych,  przeplatających się na przestrzeni całego utworu. Inne kompozycje są prostsze formalnie, jak np. Farewell Florence czy Divertimento, gdzie używam prostych form do improwizacji. Jest też utwór w pełni wyimprowizowany – Free movement. Chciałbym prezentować swoją muzykę szerszej publiczności, grać zarówno mój solowy projekt, jak i projekty zespołowe. 
 
Znam trzy zespoły z Twoim udziałem, powiedz coś o okolicznościach ich powstania.
 
Moim pierwszym zespołem, z którym dużo koncertowałem było trio akustyczne: Zawadzki/Praśniewski/Wośko. W tym składzie nagraliśmy płytę dla wytwórni Multikulti. Następnie jest Tone Raw - zespół powstał w roku 2012, kiedy studiowałem jeszcze w Odense. Razem z Markiem Konarskim postanowiliśmy zaprosić sekcję rytmiczną z Berlina, Kubę Gudza i Thomasa Kolarczyka, i spędzić razem kilka dni, grając ze sobą, i nagrywając dwa dni w studiu na akademii. Nagrania dobrze wyszły, a ja postarałem się wysłać je na konkurs organizowany przez Instytut Muzyki i Tańca. Nagrodą w konkursie było stypendium na wydanie debiutanckiej płyty. Stypendium udało się zdobyć, płytę nagraliśmy latem 2012 w Tokarni w Nieporęcie, i od tej pory zespół dość często występuje w Polsce oraz w Niemczech. Współtworzę też formację Jazzpocalypse – grupa zawiązała się w Odense z inicjatywy gitarzysty Wojtka Świecy. Udało nam się wygrać konkurs w Rzymie, European Jazz Contest, i dzięki temu w tym roku nagraliśmy drugi już krążek, który ukaże się w lutym 2014 roku. Współpracuję także z kontrabasistą Pawłem Wszołkiem i jego Choice Instrumental. Staramy się teraz uzbierać fundusze i wydać płytę. 
 
 
Masz już swoim koncie pięć płyt, jedną live i cztery zrealizowane w studio, mówiłeś na początku wywiadu, że interesujesz się techniką studyjną.
 
 
Uwielbiam pracować w studiu. Nagrywanie w studio wprawia mnie w taki niezwykły, pełen skupienia nastrój. Większość materiału często dopiero kiełkuje w warunkach studyjnych, przy odsłuchiwaniu poszczególnych take'ów i wspólnej dyskusji. Potem taki materiał bez problemu można zagrać na koncercie. Sesja nagraniowa spaja ze sobą zespół, nadaje mu brzmienie. Według mnie, im częściej się nagrywa, tym bardziej świadomym jest się muzykiem. Bardzo sobie cenię współpracę z reżyserami dźwięku, którzy są bardzo często niezwykle pomocni, nie tylko w roli technicznej, ale również jako muzyczni doradcy. Nagranie w studiu znacząco różni się od występu na scenie, gdy słucha cię dużo ludzi. Granie solo to wielka sztuka. Trzeba umiejętnie budować napięcie, wydobyć z instrumentu dużo różnych barw, bo pojedynczy instrument na scenie może się szybko publiczności znudzić. Chciałbym mieć możliwie jak najwięcej praktyki w solowych koncertach.
 
 
 
Twoje główne inspiracje?
 
Moje muzyczne inspiracje są bardzo różnorodne, oczywiście jest jazz, ale nie tylko, jest także muzyka klasyczna. Niektórym dziwne się może wydawać, że jako muzyk jazzowy dużo słucham muzyki klasycznej. Szczególnie lubię słuchać i analizować kompozycje: Szostakowicza, Chopina, Debussego, Bartoka, Szymanowskiego, Prokofieva. Jeżeli chodzi o orkiestrację, to uwielbiam Strawińskiego i Ravela, a w muzyce filmowej Johna Williamsa. Z uwagą słucham pianistów jazzowych: Oscara Petersona, Keitha Jarretta, Brada Mehldaua, Vijay Iyera, Enrico Pieranuzziego, Tigrana Hamasyan, Krzysztofa Komedę. Mógłbym jeszcze tu dodać trzech "impresjonistów" pianistyki jazzowej, w kolejności chronologicznej będą to: Bill Evans, Bobo Stenson, Marcin Wasilewski. Uwielbiam tych trzech pianistów za to, jak operują brzmieniem oraz za oszczędność w grze na fortepianie. Pianistyka klasyczna jest zupełnie odrębnym tematem. Lubię słuchać recitali Marty Argerich, Krystiana Zimmermana, Vladimira Horowitza, i wielu innych. W ostatnim czasie wielkim autorytetem jest dla mnie kompozytor Samuel Adler, a właściwie jego książka dotycząca orkiestracji "Study of Orchestration". Przeczytałem ją od deski do deski, bardzo zainspirowała mnie do orkiestrowania i aranżowania. Bardzo podoba mi się to, co robi kompozytorka, aranżerka i dyrygentka Maria Schneider, a także saksofoniści: Steve Coleman i Wayne Shorter.
 
 
Chciałbym zapytać jeszcze o samo komponowanie, jak to dla Ciebie ważny element w muzyce improwizowanej. Nie będąc muzykiem raczej trudno jest sobie wyobrazić cały ten proces, który odbywa się w umyśle muzyka. Czy korzystasz z określonych technik kompozytorskich, czy raczej zdajesz się na własne umiejętności i intuicję?
 
 
Mój proces komponowania wygląda tak, że gdy przychodzi mi do głowy ciekawy motyw, to go notuję. Gdy po jakimś czasie mam nowy pomysł, to też go notuję. Gdy uzbiera się parę takich pomysłów, staram się je ze sobą połączyć, zbudować większą całość. Jak piszę na duży skład (orkiestra), to zawsze zaczynam od fortepianówki, dopiero wtedy, gdy mam już cały utwór gotowy na fortepian, to go orkiestruję. Tak jest dużo szybciej, bo całą harmonię ma się przed oczami, pozostaje tylko zastanowić się nad układem głosów w orkiestrze. Nie czekam na inspiracje, bo nie wierzę w nic takiego. Staram się napisać coś za każdym razem, gdy siadam do instrumentu.
Nie komponuję według żadnych technik kompozytorskich. Zdaję się na ucho i bieżące inspiracje. Moje podejście przypominać może trochę impresjonistów, którzy nie traktowali formy poważnie, bawili się kolorem, zdawali na intuicję i własne poczucie piękna. Nie korzystam tym bardziej z żadnych technik kompozytorskich XX wieku, typu dodekafonia itp. Nie jestem fanem matematyki w muzyce, wolę szukać brzmień, które mi się podobają, drogą prób i błędów. 
Jedno, co koniecznie warto jest znać, to ograniczenia instrumentów, i to jak się powinno na nie pisać, by partie były wykonywalne, szczególnie przy orkiestracji na duży skład, kiedy nie ma czasu na poprawki podczas prób. Kiedy piszę na małe składy (kwartet, kwintet) to wiele elementów można zmienić na próbie, ponieważ łatwiej jest zapanować nad takim składem.
 
 
Wspomniałeś o muzyce filmowej, którą układa się pod konkretne obrazy i scenariusz. W muzyce filmowej bardzo ważny jest wiodący wątek melodyczny. Jak trudno jest napisać taką charakterystyczną melodię?
 
Muzyka filmowa jest szczególnym przypadkiem komponowania. Umiejętnie napisana muzyka filmowa podkreśla emocje, zmienia nastrój widza. Ale, jednocześnie kompozytor muzyki filmowej często musi iść na kompromisy, musi komponować to, co mu narzuci reżyser. Nie ma tu pełnej wolności artystycznej. Podoba mi się taka praca, pomimo wielu ograniczeń, bo jest pełna wyzwań. Jestem pod wielkim wpływem Johna Williamsa, który komponuje wspaniałą muzykę, i której równie dobrze słucha się podczas oglądania filmu, jak i bez obrazu. Ostatnio stworzył piękny soundtrack do filmu "The Book Thief" (Złodziejka książek), polecam posłuchać, jeśli ktoś nie zna. Myślę, że można pogodzić bycie muzykiem i kompozytorem filmowym. Wojciech Kilar pisał znakomitą muzykę filmową, godząc to z twórczością stricte kompozytorską. Tak samo, jak Krzysztof Komeda.
 
 
Słuchasz piosenek, lubisz muzykę pop?
 
Nie jestem miłośnikiem muzyki pop i szeroko rozumianej muzyki komercyjnej. To nie jest tak, że gardzę nią, po prostu nie trafia ona w mój gust, nie przywykłem do jej słuchania.
 
 
A czy zwracasz uwagę na to, co dzieje się w muzyce elektronicznej, tej tradycyjnej realizowanej za pomocą instrumentów klawiszowych, a także tej z użyciem laptopów, efektów, sampli, "cyfrowych bitów"?
 
 
Tak, bardzo lubię muzykę elektroniczną i interesuję się budowaniem brzmień drogą syntezy, ale jak już wspomniałem, jestem bardziej pasjonatem w tej dziedzinie, niż specem. Mam w domu instrument Korg Kronos, który posiada aż 9 silników syntez (w tym symulacje kultowych syntezatorów Polisix oraz semi-modularnego syntezatora MS-20). Szczególnie dużo korzystam z syntezatora firmy Native Instruments o nazwie Absynth 5, który pozwala na uzyskanie wielowarstwowych, misternych padowych brzmień, i oferuje ogromną elastyczność w konstrukcji obwiedni, która pozwala kształtować się w dowolny sposób, nawet do postaci kilkudziesięciu sekundowych sekwencji. Jeżeli chodzi o muzykę elektroniczną, to lubię artystów w stylu Aphex Twin, Bjork, Brian Eno.
 
 
Wszystko wskazuje na to, że pewnie stąpasz wytyczoną drogą. Zastanawiam się, skąd w tak młodym człowieku tyle świadomości tego, co się chce osiągnąć, a z drugiej strony to już naturalne dla twojego pokolenia, wszak tych możliwości macie znacznie więcej niż było ich jeszcze 10 lat temu, i to skłania do szybszych, bardziej odważnych, indywidualnych decyzji, masz tego świadomość?
 
Dziękuję, wiem że dużo łatwiej jest teraz młodym ludziom robić to, co naprawdę chcą. Znam z historii i z opowieści jak życie wyglądało w Polsce choćby przed 1989, na szczęście teraz jest już inaczej i jeżeli się naprawdę czegoś chce, można to osiągnąć, bo jest tyle możliwości. Można wyjechać za granicę na studia, podróżować bez przeszkód. W Polsce organizuje się wspaniałe festiwale i warsztaty dla młodych muzyków, często nawet bezpłatne, szczególnie dobrze wspominam darmowe i na światowym poziomie: warsztaty z nowojorskimi muzykami z SIM, International Jazz Platform oraz Warsztaty dla Kompozytorów Filmowych w ramach FMF w Krakowie. Dzięki temu naprawdę można zobaczyć, jak wygląda profesjonalna praca muzyka na światowym poziomie, a przy okazji twoje zawodowe życie nabiera więcej sensu, ponieważ wyznaczasz sobie cele, które stopniowo realizujesz.
 
Dziękuję za rozmowę.