Bielska Zadymka Jazzowa - dzień I

Autor: 
Krzysztof Grabowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Grabowski, fotowyprawy.com

29 stycznia oficjalnie wystartował festiwal jazzowy pod górami, czyli Bielska Zadymka Jazzowa. Jest to 15 edycja tej imprezy, która pod szyldem Grupy Lotos, jako Lotos Jazz Festival odbywa się po raz dziesiąty. Inauguracja miała miejsce nietypowo, bo nie w Bielsku-Białej lecz w sąsiednich Czechowicach-Dziedzicach. Jak zwykle imprezę otworzył organizator i pomysłodawca Jerzy Batycki. Na pierwszy dzień zadymiania zaplanowano dwa koncerty - Moniki Borzym oraz grupy Donny'ego McCaslina.

Nie było to na pewno mocne uderzenie na start festiwalu, ale wystarczająco interesujące i zapowiadające wysoki poziom. Młodziutka wokalistka Monika Borzym (23 lata) zaprezentowała swoje utwory z płyty "Girl Talk" wydanej w 2011 roku, którą sama zaanonsowała, jako zbiór kompozycji silnych kobiet, mających coś do powiedzenia. Dziewczyna czuje się na scenie dość swobodnie, wiele mówi, nawet rozmawia z publicznością, żartuje i zachęca do żywszych reakcji. Na bis zaśpiewała piosenkę z repertuaru Britney Spears, co wywołało uśmiech na twarzach publiczności. Monika podczas całego koncertu żonglowała nastrojami spacerując od spokoju i ciszy do mocniejszego uderzenia. Świetnie zgrany zespół, pozostawiany momentami bez wokalu, dawał jasno do zrozumienia, że nie od dziś jazzam się zajmuje. Nie ma się temu co dziwić, skoro z Borzym zagrali m.in. Radek Nowicki (saksofon), Krzysztof Kawałko (gitara), Paweł Puszczało (kontrabas) i Marcin Ułanowski (perkusja).

Po przerwie na scenie pojawił się kwartet amerykańskiego saksofonisty Donny'ego McCaslina, prezentując materiał ze swojej najnowszej płyty "Casting for Gravity". Na scenie towarzyszyli mu znakomity pianista Matt Mitchell (1/4 kwartetu Tima Berne'a Snakeoil), perkusista Nate Wood oraz basista Tim Lefebvre. Właśnie z tym ostanim artystą organizatorzy mieli na początku koncertu pewien problem: postawny muzyk nie słyszał odsłuchu swojego instrumentu. Był po prostu za wysoki. Szybko jednak wymieniono głośnik na większy i koncert mógł rozpocząć się na dobre.

A było fajnie... Nie jest to może określenie zbyt wysublimowane w odniesieniu do sztuki, ale cóż zrobić gdy właśnie to słow ciśnie się na usta. Nie było to porywające granie, co też zdawały się potwierdzać puste miejsca na widowni dość niedużej przecież sali domu kultury. Jednak to dopiero początke. Festiwal się rozkręca i na pewno w ciągu kolejnych kilku dni doprowadzi publiczność do wrzenia.

Kolejny dzień został nazwany "bitwą saksofonów". Na klubowej scenie już tradycyjnie w Bielsku-Białej wystąpi Henryk Miśkiewicz, a po nim Kenny Garrett. Miejmy nadzieję, że więcej entuzjastycznych słów będzie można napisać po tym środowym wieczorze w Klimacie i ochoczo udać się na jam session, tradycyjnie już towarzyszące Zadymkowym koncertom.