We Are Sent Here By History

Autor: 
Bartosz Adamczak
Shabaka And The Ancestors
Wydawca: 
Impulse!
Data wydania: 
21.02.2020
Dystrybutor: 
Universal Music Polska
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Shabaka Hutchings: woodwinds; Mthunzi Mvubu: saxophone, alto; Ariel Zamonsky: bass, acoustic; Gontse Makhene: percussion; Tumi Mogorosi : drums; Siyabonga Mthembu: voice / vocals; Nduduzo Makhathini: piano; Thandi Ntuli: piano; Mandla Mlangeni: trumpet.

“We Are Sent Here By History” to druga pozycja w nagrana przez formację Shabaka and the Ancestors. Jeśli przy okazji pierwszego wydawnictwa (2016, Bronswood Recordings) “Wisdom Of Elders” można jeszcze było się zastanawiać czy jest to projekt incydentalny, okazyjny, dzisiaj wiadomo już, że jest to band, jeden z kilku (Sons Of Kemet, The Comet Is Coming) w portfolio saksofonisty Shabaki Hutchings, ale band z krwi i kości, pracujący nad swoim repertuarem, grający trasy koncertowe, rozwijający swój język muzyczny (na łamach Jazzarium pisałem o koncercie na festiwalu Jazztopad 2 lata temu).

Jest to kolejna już płyta wydana przez szacowny label Impulse! Nie da się ukryć, że twórczość Shabaki wspisuję bardzo dobrze w historyczny kontekst w ten sposób stworzony. Impulse! To label pionerski w jazzowej historii, któremu udało się też w owych czasach strworzyć modę na jazz dalece wykraczającą poza naturalny habitat gatunku. Jazz awangardowy, zaangażowany społecznie  i duchowo a jednocześnie wyjątkowo przystępny, często dzięki elementom transowego etnicznego rytmu. Te wszystkie elementy są w muzyce Shabaka And The Ancestors bardzo czytelne. Dość właściwie spojrzeć na graficzną oprawę płyty.

 

“We Are Sent Here By History” rozwija brzmienie stworzone na debiutanckim albumie. Transowe rytmy łaczą się tutaj z wyrazistymi melodiami. Próżno tu szukać radosnych dźwięków Cape Town jazzu, ale afrykańskość jest wręcz namacalna. W partiach solowych Shabaki rytmika zdradza kolejne egzotyczne wpływy karaibskie korzenie lidera (warto też odnotować obecność klarnetu np świetnej partii solowej “Run, The Darkness Will Pass”) . Perliste brzmienie Fender piano, wyraźny groove kontrabasu przy dość oszczędnej grze perkusji tworzą często bardzo organiczny punkt wyjścia do kojących, podniosłych harmonii splecionych parti saksofonów (proszę posłuchać wstępu do “Behold, The Deciver”; na drugim saksofonie Mthunzi Mvubu). Element realizmu magicznego wprowadza szamański śpiew Siyabonga Mthembu (zwłascza w językach afrykańskich, partie anglojęzyczne to raczej deklamowane protest songi). Pod względem brzmienia to realizacja jest tu chyba bliższa standardom muzyki alternatywnej, niekoniecznie jazzowej. Dużo studyjnych smaczków, pogłosu, echa. Jest to płyta na pewno dojrzalsza, trochę bardziej dopracowana od debiutanckiego albumu, także pod względem formy, myślę, że większość materiału była już też mocno ograna na koncertach.

I też niekoniecznie do jazzowego słuchacza jest ta płyta adresowana, Bo ich muzyka doskonale trafić może do bywalców Jazztopadu, Jazz Jantar ale też sprawdziłaby się w line-upie Off Festival.  Shabaka And The Ancestors z dość dużym powodzeniem balansują między przystępnością, niezależnością, artyzmem, wyrazistością tworząc muzykę w którym ognisty bunt i poczucie harmonii koegzystują. Chyba pisałem już o tym przy okazji wrocławskiego koncertu – Shabaka And The Ancestors to muzycy wciąż wierzący, że muzyką można walczyć o lepszy świat. Dzisiaj chce jeszce bardziej mieć nadzieję, że mogą mieć rację.

They Who Must Die; You’ve Been Called; Go My Heart, Go to Heaven; Behold, The Deceiver; Run, The Darkness Will Pass; The Coming of the Strange Ones; Beasts Too Spoke of Suffering; We Will Work (On Redefining Manhood); ‘Til the Freedom Comes Home; Finally, The Man Cried; Teach Me How to Be Vulnerable.