Chwilkę trzeba było poczkać na nową płyte formacji New Jawn, Christiana McBride'a. Pięć lat to kawałek czasu i zarazem dystans, który coś mówi. Ot choćby może mówić, że ta inicjatywa muzyczna to dzialnośc dość poboczna w horyzoncie lidera i z pewnoscią znajdą się tacy, którzy w ten sposób rzeczy bedą postrzegać.
Od późnych lat 50. do połowy lat 70. XX wieku w czarnym jazzie istniał silny społecznie i politycznie zaangażowany nurt. W kolejnych dekadach zmienił się zarówno status jazzu, jak i kultura w ogóle. Bojowy, emancypacyjny przekaz wyparował z mainstreamu muzyki improwizowanej, choć wciąż obecny był u działających na marginesie sceny radykałów. Lżejsze, skierowane do szerszej publiczności płyty z wyraźnie zarysowanym przesłaniem wciąż powstawały i powstają nadal – choć znacznie rzadziej.
W pierś uderzyć się muszę!!! I bić mocno w ramach pokuty!!! Umieściłem genialnego kontrabasistę Christiana McBride jakiś czas temu w kręgu wielkich kontrabasistów, którzy z uporem godnym lepszej sprawy co roku dostarczają wspaniałej nie wiadomo komu potrzebnej muzyki, której doskonałość wykonawcza jest tak samo bezbrzeżna jak stylistycznie dotkliwa kostyczność.
U nas nie jest jeszcze postacią cieszącą się szczególnie wielką estyma, ale w USA jest inaczej. Na jego najnowszą płytę fani czekali zapewne z wypiekami na twarzach. Tym razem wokalista, autor tekstów i długoletni fan Billa Withersa Jose James uhonorował swojego idola albumem zatytułowanym „Lean On Me”.
Gdy Roy Haynes miał około dwudziestu lat, został członkiem zespołu Charliego Parkera. Tak daleko sięgają początki jego kariery. Dziś ten zasłużony perkusista, legenda be-bopu, ma 93 lata. I niewiele się zmieniło, choć z przyczyn oczywistych nie jest już muzykiem „Birda”, z winy samego saksofonisty.