Wracam do domu. Pustym pośpiesznym z zachodu na wschód. Dziewczyna w kozakach za kolana, skórzanym płaszczu, królowa prowincji, zajęta plotkami z większego świata odbija ochłapy słońca przeciskającego się przez grudniowe chmury swoją tłustą od kremu twarzą. Obok Rosjanin, w podróży na dalszy wschód pokazuje na pękniętym wyświetlaczu telefonu wędkarskie trofea z rzek szerszych niż jego myśli. Jest Wigilia. Wracam do domu i słucham ostatniej płyty Toma Waitsa.