Pamiętam, gdy kilka lat temu, w któryś gorący czerwcowy wieczór w warszawskim klubie Tygmont, było mi dane po raz ostatni słuchać tria Tomasza Szukalskiego. Trudno jest mi wprawdzie odtworzyć szczegóły tamtego koncertu – jego repertuar czy dramaturgię – ale do dziś mam w pamięci to, o czym w kontekście Szukalskiego wielu mówi i pisze. To głęboki, pełen siły ducha i dojrzałych emocji, ton jego saksofonu. Artysta mawiał, że muzyka musi mieć cios. Jego muzyka bez wątpienia cios miała.