ALbert Ayler

Święty Coltrane!!!

W pięćdziesiątym siódmym roku John Coltrane wspinał się na najwyższy szczyt świata.  I był coraz bliżej celu – bycia najlepszym saksofonistą na świecie w najlepszym zespole na świecie. Ostatnie lata należały do tych udanych. Ciężką, niemal morderczą pracą wdrapał się na samą górę, do zespołu Milesa Davisa, co było obietnicą wielkiej kariery i sukcesu. Wszystko rozwijało się harmonijnie. Wydawać by się mogło, że saksofonista wzorem legendarnego bluesmana z Delty Roberta Johnsona sprzedał duszę diabłu w zamian za dwadzieścia lat niczym nie zakłóconej wszechwładzy.

Sunny Murray - rewolucjonista perkusji

Wychowywał się w biedzie i bez żadnych perspektyw. Swoje życie zaczął w ulicznych gangach, potem pracował w fabryce stali, w której uciął sobie do połowy trzy palce u prawej dłoni. Na domiar złego był chorowity. Ale jego ksywa -  Sunny - zwiastowała, że mimo wszystko, w końcu opłaci się być hura optymistą, a los się odmieni. Tak też się stało: Sunny odbił się od dna i pokazał środkowy palec (lewej dłoni) przeciwnościom losu. Sunny Murray był w końcu najważniejszym freejazzowym perkusistą naszych czasów.

"Trane jest ojcem, Pharoah synem, a ja jestem duchem świętym" - w 88 urodziny Alberta Aylera wspomina Piotr Jagielski

„Wiesz kim jestem? Słyszałeś już o mnie?” – padło pytanie a oczy Cecila Taylora robiły się coraz większe i bardziej zdziwione. Kim był ten młody intruz, który tak domagał się rozpoznania w oczach pianisty? Taylor już zbierał się by wyrzucić z siebie serię obelg, gdy butnego młodego człowieka zaczął odciągać na bok jego brat, Donald. Przepraszał pana Taylora za chamskie zachowanie brata, do którego syczał: „człowieku, nie podchodzisz w ten sposób do kogoś takiego jak pan Taylor i nie zadajesz mu takich pytań! Nigdy!” Dumnym intruzem był młody saksofonista, Albert Ayler.

Frank Wright - muzyka płynie prosto z serca

“Poprzez muzykę próbujemy się oczyścić, by móc wejść na wyższy poziom spokoju ducha i świadomości. Chcemy też zaprowadzić tam tych, którzy nas słuchają” - tak Albert Ayler w obrazowym, a zarazem filozoficznym ujęciu postrzegał swoją twórczość. Postać słynnego saksofonisty i jego wypowiedź pojawia się tu nie bez powodu.

Alan Silva – improwizacja to styl życia

Multiinstrumentalista, nauczyciel, a przede wszystkim wielki erudyta – Alan Silva kończy dziś 81 lat. Z tego artykułu dowiecie się, gdzie kupił swój pierwszy instrument, dlaczego nie wylądował na jednym singlu z The Doors i co łączy go z „Charlie Hebdo”.

Charles Tyler - mistyk free jazzowego saksofonu

Przełom lat 60. i 70. poprzedniego wieku to okres, w którym afroamerykański free jazz wydawał najlepsze muzyczne plony. To właśnie w tym czasie powstały esencjonalne nagrania takich tuzów gatunku jak Albert Ayler, Ornette Coleman czy Archie Shepp. Ich znaczenie dla rozwoju muzyki, o czym dobrze wiemy, jest nieocenione. Pamiętając o arcyważnej roli tych wybitnych postaci, warto jednak pochylić się nad tematem i sięgnąć głębiej do przepastnej skarbnicy wspomnianego przeze mnie nurtu.

Awangarda bez szkoły? Czyli racja jest jak dupa, każdy ma swoją.

Przed kilkoma laty przetoczył się przez Internet wywiad ze słynnym jazzmanem, który w czasach nieco bardziej zamierzchłych znaczył w polskim jazzie wiele, a który co najmniej w ostatniej dekadzie funkcjonuje na rynku już raczej jako jazzowy celebryta.

Stokholm, Berlin 1966

Perła: po raz pierwszy od czasu nagrania możemy posłuchać dwóch europejskich koncertów Aylera z 1966 roku. Materiał z Berlina był przez lata zaniedbany, ze Sztokholmu: nieznany. Ayler był perłą. Słońcem, ciepłym światłem, promienną siłą, nieprzeniknionym diamentem. Jego moc przenikała przez słuchaczy w sposób bardzo bezpośredni. Należał do unikalnego zbioru osób wyjątkowych. Był człowiekiem spoza rodzaju.

Music To Silence To Music – A Biography of Henry Grimes trafi do sklepów w listopadzie

Historia Henry’ego Grimesa jest owiana tajemnicami. W latach 50. i 60 był prominentnym młodym kontrabasista, który wspomagał swoim talentem z jednej strony takich muzyków jak Lee Konitz, z drugiej Don Cherry.  Grywał z wielkimi świata jazzu jak Monk czy Mingus i z tymi, którzy na jazzowy Olimp dopiero się wspinali, jak Archie Shepp, Albert Ayler czy Pharoah Sanders.  A potem, w latach 70. zniknął nie tylko z jazzowej sceny, ale i w ogóle. Choć nikt nie był na jego pogrzebie, to jednak też nikt nie widział go żywego.

Zamiast relacji - Ken Vandermark solo w Pardon To Tu

Stanąć samemu na scenie i zawładnąć wyobraźnią innych – marzenie każdego twórcy śniącego o potędze kreacji, zdolnej na nowo budować światy, konstruować byty nowe, zaskakujące, kompletne i zadziwiające. Marzenie tyleż pociągające co niebezpieczne. Podejmowane od wieków z bardzo różnym skutkiem, odkrywające, jak mało co, kim się jest jako człowiek sztuki.

Strony