Czas płynie nieubłaganie, albowiem przed nami trzeci, ostatni już dzień Spontanicznego Festiwalu w poznańskim Dragon Social Club. Po pierwszych dwóch dniach festiwalowych zostaje z nami załoga barcelońska, a także część artystów krajowego zaciągu. Skład ostatniego dnia uzupełnia zaś pewien duet z Berlina i kolejny polski muzyk, tym razem z Wrocławia. Dziś cztery sety, start znów o 18.00, jak zwykle moc wrażeń przed nami.
Szósta edycja poznańskiego Spontaneous Music Festival startuje dziś o godzinie 19.00. Na scenie Dragon Social Club pojawi się pierwszych sześciu gości festiwalowych, którzy stworzą trzy improwizowane spektakle dźwiękowe.
Efterklang jest duńskim zespołem, którego warto posłuchać na żywo. Na koncertach naprawdę zaskakują publiczność. Ze smakiem łączą brzmienia post-rocka z folkiem, ambientem i egzotycznymi rytmami. Wystąpią już dziś, w poznańskim Blue Note o godz. 20:00.
Muzyka Krzysztofa Komedy – wiadomo, to nasze dobro narodowe. Mierzy się z nią na różne sposoby chyba każdy. Jedni zrobią to w zaciszu domowej pracowni i nikt się potem o tej walce nie dowiaduje, bo ani wymiaru koncertowego ani płytowego rozmyślania te nie przybierają. Inni z kolei z rozkoszą czynią z Komedy swój sztandar towarzyszący im przez całe artystyczne życie. Są również i tacy, którzy traktują go jak flagę, wyjmowaną tylko wtedy, gdy nadarzy się po temu stosownie lukratywna okazja.
To już trochę zakrawa na grubą przesadę. Moje recenzowanie występów Tria Sephardix mam tu na myśli. Dwa z dotychczasowych trze koncertów tej formacji miałem okazję recenzować. Teraz pora na relację trzecią tym razem z Pasażu Kultury w samym sercu poznańskiej Starówki. Będzie krótko, albo nawet bardzo krótko i być może też według niektórych niedostatecznie wyczerpująco na temat samej muzyki. Ale niech tam! To co do tej pory było o tej grupie napisane wystarczy śmiało za całe wprowadzenie.
Duety w muzyce jazzowej - dziś może nie wielka, ale na pewno całkiem spora dziedzina. Od czasu, a niech tak zaryzykujmy wspólnych dwóosobowych nagrań Duke'a Ellingtona i jego wielkiego kontarbasisty Jimmy'ego Blantona zyskiwała coraz to bardziej prestiżowy status. Aż do dziś, kiedy takich nagrań jest już bardzo dużo i przestały być same w sobie nowinką. Jeszcze więcej przyniósł ze sobą freejazz, a muzyka free improvised pletę wydatnie poszerzyła. NIektóe z tych duetów były olśniewające, inne intrygowały, większość była zapewne dla większości słuchaczy niezwykle egzotyczna.
Theo Jorgensmann & Oleś Brothers to był koronny towar, przepraszam za najbardziej nieadekwatne sformułowanie, jakie tylko da się wymyśleć w stosunku do tego zespołu braci Olesiów. Powstało wiele lat temu, nagrało dotychczas cztery płyty, z których kulminacją, choć to także niefortunne określenie była „Alchemia” wydana przez legendarną i bardzo prestiżową oficynę wydawniczą Hat Hut Records. Potem nastąpiła przerwa.
No i mamy wysyp wiadomości o braciach Oleś! Dziś koncert ku pamięci Andrzeja Przybielskiego, a już między 18 a 20 sierpnia Olesiowa poznańska „trzydniówka” w klubie Arsenał pod hasłem „Tel Aviv, Bruksela, Berlin... Muzyczne spotkania Braci Oleś“.