W cieniu Billy’ego Cobhama, dysponującego najpotężniejszym brzmieniem i grającego najbardziej widowiskowo perkusity, żyło sporo wysokiej klasy perkusistów. Cobham zbratał się jednak z McLaughlinem i wspólna gra w Mahavishnu zapewniła mu dożywotnią populnarość. Mouzon z Coryellem aż tak dużego szczęścia nie mieli. Ale tak naprawdę nie wiem co stanęło na przeszkodzie, żeby Mouzon był wymienieny chórem obok Billa, bo grał iście po wirtuozowski – raz szybko i głośno, raz z etniczną delikatnością.