Rudy Royston

Time Travel

Dave Douglas nagrał kilka wspaniałych płyt. Bodaj jedną genialną. Przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. Potem, po latach eksperymentowania z przeróżnymi składami zrobił woltę w stronę... Cóż, od lat wydaje mi się, że jedyne co robi, to mniej lub bardziej udanie tworzy "w stylu". Przede wszystkim Milesa Davisa, choć odwołań do muzyki wielkich mistrzów z przed lat jest zdecydowanie więcej. Niezależnie, od tego, czy są to składy elektryczne, czy też akustyczne, zawsze mam wrażenie przepełnienia tej muzyki, twórczością kogoś sprzed wielu lat. Najczęściej jest to Davis.

Bill Frisell i jego nowa płyta Big Sur już wkrótce.

Na płyty tego dżentelmena czekamy zawsze z wielkim zaintersowaniem. Bill Frisell za niecałe dwa tygodnie wyda swój najnowszy album zatytułowany "Big Sur". Muzyka zawarta na płycie powstała w malowniczych przestrzeniach regiony Glen Deven Ranch w Big Sur w Californi i po raz pierwszy wykonana została podczas festiwalu w Monterey w 2012 roku.

Be still

Dave Douglas, jeden z najznakomitszych jazzowych trębaczy ostatnich 20 lat, musiał rok temu dać koncert w okolicznościach, w których z pewnością wolałby się nie znaleźć. Zgodnie z ostatnią wolą Emily Douglas to właśnie jej syn miał zagrać hymny podczas jej nabożeństwa pogrzebowego.

Pani Douglas przez 3 lat walczyła się z nowotworem jajnika. Przez ostatnie kilka miesięcy, gdy wiedziała już, że przegra, przekazała synowi listę 8 hymnów z prośbą by Dave wykonał je podczas jej ostatniej drogi.

Płytowy debiut nowego kwintetu Dave'a Douglasa

„Be Still”, taką nazwę nosił będzie najnowszy album Dave’a Douglasa, którego premiera została zapowiedziana na 25 września pod szyldem wytwórni płytowej Greenleaf Music. W nagraniu materiału na płytę Douglasowi towarzyszył jego najnowszy kwintet w składzie: Jon Irabagon, Matt Mitchell, Linda Oh i Rudy Royston oraz gościnnie zaśpiewała amerykańska wokalistka i gitarzystka Aoife O’Donovan.

Action–Refraction

Bardzo dziwna płyta. Jest to dla mnie dawno niespotkany miks gatunków. Gdy słucham tego albumu jak jazzowego, trochę się marszczę, bo nie jest dla mnie jazzowym wyrazem indywidualizmu. Jednak kiedy podchodzę do niego jak do produkcji rockowej, zaczynam dostrzegać plusy – bo rock przyzwyczaił nas do tego, że czasem może w nim chodzić tylko o fun. Płyta nie staje się jednak mniej dziwna. Dlaczego?

Victory!

Co za płyta! Nad trzecim albumem amerykańskiego saksofonisty po prostu unosi się duch Johna Coltrane'a. Już pierwsze dźwięki tytułowego utworu „Victory!” nawiązują mocno do jego twórczości. Trio Allena (Gregg August – bas, Rudy Royston – perkusja) znakomicie odnajduje się w konwencji spokojnego, transowego brzmienia. Nagranie jest hipnotyzujące, a dźwięk saksofonu po prostu wyśmienity.

Strony