Piotr Jagielski

Joe Lovano - od be-bopu do free jazzu

Od lat 80. Joe Lovano był jedną z największych gwiazd saksofonu post-bopowego. W epoce, gdy nie dowierzano możliwości jeszcze jakieś innowacji – epoce po coltrane’owskiej – Joe Lovano dowiódł, że jest bardzo wiele sposobów na bycie oryginalnym. Lovano nie starał się wynaleźć nowego rodzaju muzyki, a po prostu nauczył się wykorzystywać swoją nieprzeciętną edukację. Saksofonista zaadoptował z łatwością style swoich wielkich poprzedników. W tym gąszczu odnalazł własny głos.

Chet Baker - James Dean jazzu

Elegancki Chevrolet zatrzymuje się na rogu Broadwayu i 57 ulicy na światłach. Tylko dlatego, że jest czerwone a kierowcy się nie spieszy. Jest środek grudnia a dach drogiego, sportowego samochodu jest schowany. Śnieg pada wprost do środka, na eleganckie obicia siedzeń i na samego kierowcę. To Chet Baker. Siedzi spokojnie w swoim wozie, cały obsypany śniegiem, w swojej najlepszej marynarce i słucha Zoota Simsa grającego „I understand”. Padający śnieg nie mógł obchodzić go mniej.

Miroslav Vitous @76: muzyk, który chadzał właściwymi ulicami

Na początku lat 60. w czeskiej Pradze, na kongresie pisarzy wezwano do oficjalnego uznania Franza Kafki jako powód do dumy. Pisarz pozostawał do tej pory wyklęty przez komunistyczne władze. Trudno się dziwić, nawiasem mówiąc. Na fali postępującej liberalizacji obyczajów, do Pragi - podobnie jak do Warszawy i Krakowa - trafiła "zgniła, dekadencka muzyka amerykańskich Murzynów" - jazz. Na dźwięki Zachodu nie pozostał obojętny Miroslav Vitous, do tej pory muzyk jedynie z zamiłowania, karierę planujący raczej pływacką.

Charlie Christian - "to on wymyślił gitarę elektryczną"

Około 1931 roku „Bigfoot” Ralph Hamilton zaczął uczyć 15-letniego chłopca, Charliego Christiana, podstaw gry na gitarze. Charlie był żywo zafascynowany; zarówno instrumentem jak i nową muzyką, którą właśnie poznawał, jazzem. „Bigfoot” nauczył nastolatka tylko trzech piosenek, ale jedna z nich miała okazać się najważniejszą w całym życiu Christiana – „Rose Room”, na pozór nic wielkiego; ot, standard Arta Hickmana i Harry’ego Williamsa, jeden więcej, jeden mniej.

Graj to, czego nie wiesz, to znacznie ciekawsze - Steve Lacy

Gdy ogląda się rankingi najsłynniejszych saksofonistów, natykamy się na nazwiska Coltrane'a, Sidneya Bechet, Sonny'ego Rollinsa, Charliego Parkera, Jackiego McLeana i innych Wayne'ów Shorterów. Próżno między nimi szukać Steve'a Lacy'ego. A powinno tam być, bezwzględnie. Lacy był nie tylko wirtuozem swojego instrumentu, muzykiem wybitnym i nieprzewidywalnym. Był do tego stopnia nietuzinkowy, że niejako odkrył na nowo saksofon sopranowy, zupełnie pomijany przez muzyków be-bopowych.

Tak naprawdę to była tylko jedna prawdziwa wokalistka jazzowa. Betty Carter.

„Tak naprawdę to była tylko jedna prawdziwa wokalistka jazzowa. To Betty Carter.” – to zdanie wypowiedziane przez Carmen McRae jest oczywiście bardzo przesadzoną opinią jednak daje wyraz temu, jak wielkim szacunkiem muzycy darzyli tę wokalistkę i jak istotną postacią w historii muzyki jazzowej jest Betty Carter.

Miroslav Vitous - muzyk, który chadzał właściwymi ulicami

Na początku lat 60. w czeskiej Pradze, na kongresie pisarzy wezwano do oficjalnego uznania Franza Kafki jako powód do dumy. Pisarz pozostawał do tej pory wyklęty przez komunistyczne władze. Trudno się dziwić, nawiasem mówiąc. Na fali postępującej liberalizacji obyczajów, do Pragi - podobnie jak do Warszawy i Krakowa - trafiła "zgniła, dekadencka muzyka amerykańskich Murzynów" - jazz. Na dźwięki Zachodu nie pozostał obojętny Miroslav Vitous, do tej pory muzyk jedynie z zamiłowania, karierę planujący raczej pływacką.

Pomocnik i przewodnik Coltrane'a! Pharoah Sanders

Ornette Coleman ogłosił go swego czasu „najlepszym tenorowym saksofonistą na planecie”, Albert Ayler mawiał: „Trane jest Ojcem, Pharoah Synem a ja jestem Duchem Świętym”. Tak przedstawia się w ogólnym zarysie hierarchia duchowa jazzu lat 60., wchodzącego w swoją fazę duchową i awangardową. Saksofonista Pharoah Sanders był jedną z wyróżniających się postaci na tej scenie. Charakteryzował go silny, bezkompromisowy ton oraz filozoficzno-duchowa otoczka.

Święta tradycja, własny głos - fragment rozdziału Najsympatyczniejszy geniusz, jakiego spotkasz

Tony Williams, wówczas zaledwie osiemnastoletni, i Herbie Hancock aż skakali ze szczęścia, gdy zadzwonił do nich Miles Davis i zaprosił na przesłuchanie do swojego nowego kwintetu. Przybiegli natychmiast i przez tydzień grali w domu trębacza wraz z Ronem Carterem. Poprzedni wielki kwintet rozpadł się, gdy odszedł z niego John Coltrane. Miles musiał znaleźć jego zastępcę – o ile w ogóle było to możliwe. W końcu machnął ręką i zdecydował się założyć zupełnie nowy kwintet. Ale nadal nie miał saksofonisty.

Święta tradycja, własny głos - fragment rozdziału Młody człowiek z trąbką

Beiderbecke włóczył się po mieście z kornetem pod pachą w poszukiwaniu zakazanego prohibicją alkoholu, niedostępnej ulgi. Tak opisała go Dorothy Baker w swojej powieści Młody człowiek z trąbką i tak go przedstawił Kirk Douglas w wyreżyserowanym przez Michaela Curtiza filmie pod tym samym tytułem, z muzyką graną przez Harry’ego Jamesa. W filmie historię nieszczęsnego trębacza opowiada jego przyjaciel, pianista Smoke. „Zawsze kręciło się wokół niego mnóstwo ludzi, ale żadnych przyjaciół, był typem samotnika” – wspomina.

Strony