Ken Vandermark i Paal Nilssen-Love są trochę jak stare dobre małżeństwo. Pracują ze sobą w różnych konstelacjach już tak długo i znają się tak doskonale, że jeden drugiego nie jest już chyba w stanie niczym muzycznie zaskoczyć – a mimo to wciąż się sobą nie znudzili. Najcelniej bodaj świadczy o tym ich długoletnia działalność w duecie, w przypadku której trudniej niż gdzie indziej o częste urozmaicenia czy też nowe inspiracje. A jednak – chociaż od zestawienia Vandermark/Nilssen-Love panowie robią sobie coraz dłuższe przerwy, to na zawieszenie tej formuły na razie się nie zanosi.