Nie miałam problemu z wyborem swoich ulubionych jazzowych wspomnień z roku 2015. Może to kwestia mojego debiutu w tworzeniu tego typu rankingu, może zaś wyjątkowości minionego roku. Jakkolwiek to babskie i sentymentalne stwierdzenie: cieszę się, że mogłam to wszystko przeżyć i przez cały rok 2015 dawkować sobie jazzowe wrażenia, wywołujące na przemian podekscytowanie, odprężenie i nierzadko autentyczne wzruszenie.
Zamieszanie związane z osobą amerykańskiego saksofonisty Kamasiego Washingtona do złudzenia przypomina to, co kilka lat temu działo się z Kanadyjczykiem Colinem Stetsonem. Pomimo oczywistych różnic w zamysłach twórczych obu panów, nie sposób nie dostrzec, że obaj wyrośli niemal w okamgnieniu na znaczące postaci współczesnego jazzu. Obaj też zapukali do drzwi jazzowego światka, mając ze sobą bagaż doświadczeń wyniesiony ze współpracy z odmiennymi środowiskami artystycznymi.