Oj naczekała się ta płyta w kolejce do recenzji straszliwie. Nie bez powodu, bo przecież w ubiegłym roku o Barrym Guyu w Jazzarium pisaliśmy dużo, o Agustim Fernandezie też nie mało. Z okazji przyjazdu Barry’ego Guya z London Jazz COmposers Orchestra pojawiły się także, tytułem przypomnienia recenzje sprzed lat dwóch płyt tria AURORA. Żeby więc cierpliwości czytelniczej nie nadwyrężać, a też i nie być posądzonym o nachalne narzucanie czytelnikowi muzyki tych artytów, postanowiliśmy zaczekać. Ale dłużej czekać nie sposób.
Tytułowe dla tej płyty Sonic Party to raczej przyjęcie aniżeli impreza – ale jeśli zapraszają Zlatko Kaučič i Agusti Fernández, zawsze warto zostać do samego końca.
Festiwal Ad Libitum 2014 zbliża się szybkim krokiem. Odwiedzą go w tym roku tak jak w latach ubiegłych znamienici goście ze świata, ale zagrają nie tylko swoją muzykę, ale także skrzyżują improwizatorskie myśli z naszymi polskimi znakomitościami świata improwizacji. Wśród nich będzie także doskonale znany czytelnikom Jazzarium pianista Piotr Orzechowski.
O co chodzi w muzyce improwizowanej? Tego tak do końca nie wie nikt - taki jest punkt wyjścia. Nie trzeba więc z miejsca zasłaniać się zaklęciami „na jazzie to ja się nie znam”, „nie rozumiem awangardy” itp. Istotny w tej muzyce jest bowiem nie tylko efekt końcowy, ale droga, jaką w obcowaniu z muzyką pokonuje słuchacz i artysta. W taką drogę, już po raz dziewiąty zaprasza jeden z najbardziej nieprzewidywalnych festiwali muzycznych w Polsce - Ad Libitum.
Gdyby tylko Barry Guy miał ochotę zrobić sobie dłuższą przerwę od grania, argumentów na poparcie takiej decyzji miałby co niemiara. Za nim wszak kilkadziesiąt już lat intensywnej pracy, dziesiątki płyt i setki koncertów. Nie byłby nawet z jego strony specjalnie zuchwałym horacjański okrzyk Exegi monumentum! - zwłaszcza od czasu, gdy na rynku ukazał się pomnikowy box Mad Dogs. Twórczy ferment szalejący w jego głowie widocznie nie pozwala mu jednak na muzyczną emeryturę i z perspektywy słuchacza jest to, jak mniemam, radosna sytuacja.
Trzeci dzień improwizowanych spotkań w małych składach w krakowskiej Alchemii pozwolił nasycić się muzyką niezwykle sugestywną i plastyczną, muzyką, która była tego wieczora obrazem, a właściwie ciągiem zmieniających się jak w kalejdoskopie obrazów, przywoływanych przez wydobywane mniej bądź bardziej konwencjonalnymi metodami dźwięki.