Amirtha Kidambi: Żyję pomiędzy kulturą wschodu i zachodu

Autor: 
Marta Jundziłł

Śpiewa, gra na harmonium, komponuje, improwizuje, ale przede wszystkim mówi na głos, to czego często boimy się sami powiedzieć. Amirtha Kidambi – opowiedziała mi dziś nie tylko o swojej przejmującej muzyce, ale również o problemach rasowych, seksizmie i szerzącej się ignorancji.

Nina Simone powiedziała kiedyś: „ Obowiązkiem każdego artysty jest w swojej twórczości odzwierciedlać obecne czasy”. Jesteś idealnym przykładem tych słów. Bardzo doceniam Twoje polityczne i społeczne zaangażowanie (odwoływanie się do morderstwa Erica Garnera, czy prezydentury Donalda Trumpa). Dlaczego zdecydowałaś się dzielić swoimi przekonaniami z obcymi ludźmi? Jaką reakcję otrzymujesz od publiczności?

Myślę, że ten cytat Niny Simone, świetnie obrazuje moje podejście. Moim obowiązkiem, jako artystki jest nie tylko nawiązywać do obecnej sytuacji, ale też reagować, działać, motywować i protestować – a dzięki efektowi domina – powodować zmiany. Z pewnością takie podejście nie obali jutro rządu, ale jeśli wszyscy zaczniemy mówić, kiedyś na usłyszą.
W Ameryce, czuję, że ludzie naprawdę potrzebują dawania im jakiejś wiadomości, przekazu w muzyce. Po koncertach, wiele osób podchodzi do mnie, dziękując za wyrażoną przeze mnie złość, strach, poczucie krzywdy i frustracji, ale także nadzieję, którą ludzie znajdują w mojej muzyce. Z jednej strony chcę nieść  ludziom pewnego rodzaju ulgę. Z drugiej, chcę poruszyć ich w środku, zabełtać i sprawić by chcieli wstać i przemówić. To naprawdę przepiękne widzieć podobne reakcje na całym świecie: od Polski po Hiszpanię, Austrię, Słowenię, Indie czy Meksyk. Wszędzie tam, gdzie na co dzień mamy do czynienia z radykalnymi ruchami i opresją można odwołać się do idei zawartych na płycie, z różnych punktów widzenia.  To nawet nie chodzi o Trumpa (tak naprawdę, nigdy się do niego nie odwoływałam) ale o szerszy trend zezwalania na ignorancję i nieprawdę, który widzimy na całym świecie.

Donald Trump jest prezydentem już dwa lata. Czy polityka jego rządów wpływa jakoś na Twoje obecne życie, jako muzyka?

Ameryka to ogromny kraj. W Nowym Jorku właściwie jesteśmy chronieni i odsunięci od najgorszych następstw jego decyzji. Nasze miasto i stanowy rząd (mimo, że może nie jest idealny) wspiera sztukę, zapewnia opiekę zdrowotną kobietom, chroni imigrantów. Ale agencje federalne, takie jak ICE  (Amerykańskie Służby Imigracyjne) prowadzą naloty nawet w Nowym Jorku. Moje życie nie jest zależne od tych czynników, ale boję się o moich sąsiadów-imigrantów, albo o moich muzułmańskich braci i siostry, którzy zmagają się z tymi problemami każdego dnia.  Gdyby nasze prawo do aborcji i opieka zdrowotna kobiet zostały w jakiś sposób odebrane, z pewnością każdy z nas by to odczuł. Oprócz tego, Trump jest bardzo restrykcyjny w kwestii przyjazdów do Ameryki. Myślę, że ostatecznie może to spowodować również problemy z podróżami Amerykanów. A to z kolei bezpośrednio wpłynie na trasy koncertowe w przyszłości.

Jesteś liderką Elder Ones. Jak dajesz radę przewodzić grupie trzech, doświadczonych jazzowych muzyków? Czy to, że jesteś kobietą ma jakiś wpływ na Waszą współpracę?

Z każdym z nich z Mattem Nelsonem, Nickiem Dunstonem i Maxem Jaffe bardzo dobrze się dogadujemy i szanujemy. Nigdy nie czułam, że traktują mnie inaczej, bo jestem kobietą. W mojej historii nie zawsze tak było i jako liderka zespołu z pewnością nie raz doświadczyłam już seksizmu, od innych muzyków. Natomiast Matt, Nick i Max są świetnymi instrumentalistami i bardzo porządnymi ludźmi. Choć nie ukrywam, że wspaniale byłoby mieć inną kobietę w zespole! Dla mnie największym wyzwaniem jest zapewnienie chłopaków, że mamy co robić i że mogę zagwarantować im dobre wynagrodzenie. Oprócz tego dotykają mnie standardowe problemy lidera, czyli rezerwowanie koncertów i dbanie o promocję zespołu.

Jesteś również założycielką zespołu wokalnego Lines Of Light. Składa się on z samych kobiet. Czy istnieją jakieś różnice w przewodzeniu grupą mężczyzn i kobiet?

Och tak. Zdecydowanie. Grupa kobiet wydaje się bardziej otwarta i wspierająca emocjonalnie. Na próbach zawsze jest czas na rozmowę na tematy osobiste i udzielenie ewentualnego wsparcia. To naprawdę piękne, a naszej muzyce dodaje dodatkowego wymiaru. 

Muzyka improwizowana zdominowana jest przez mężczyzn. Masz pomysł, dlaczego jest w niej tak mało kobiet?

Ponieważ żyjemy w patriarchacie. Tak naprawdę, wszystkie dziedziny są zdominowane przez mężczyzn. Muzyka improwizowana wywodzi się z jazzu, a jazz z kolei wywodzi z tradycji, która historycznie jest nasiąknięta mizoginią. Z resztą nie dotyczy to wyłącznie muzyków, ale także wytwórni, kuratorów, producentów, krytyków i wszystkich innych, którzy nie biorą na poważnie działań kobiet. Zwróć uwagę, że dopiero teraz słyszymy o postaciach takich jak Mary Lou Williams, Lil Hardin, Hazel Scott, Melba Liston czy Alice Coltrane . W moim pokoleniu te rzeczy ulegają powoli zmianie, ale przed nami jeszcze daleka droga, jeśli chodzi o równości płciowe i rasowe.

A czy Ty kiedyś czułaś się traktowana „niefair”, w związku ze swoją płcią?

Tak, ale nawet nie wiem, od czego zacząć, odpowiadając na to pytanie. Dzisiaj, większość ludzi odnosi się do mnie z szacunkiem, ale czasami widzę, że często mężczyźni usilnie chcą mi pokazać, że wiedzą więcej niż ja. Nie chcą też słuchać uwag i sugestii od kobiet, nawet, jeśli to one mają wyższe kwalifikacje. To bardzo frustrujące.

Opowiedz mi teraz o swojej wokalnej ścieżce rozwoju. Studiowałaś śpiew klasyczny? Czy kiedyś myślałaś o wielkich scenach operowych jak La Scala i Metropolitan Opera?

Studiowałam muzykę klasyczną (chóralistykę) i jazz (big bandy i comba jazzowe) w szkole podstawowej i średniej. Kiedy poszłam na studia, dostałam stypendium ze szkoły, której program nauczania dotyczył wyłącznie muzyki klasycznej.  Było to jedyne miejsce, na które było mnie stać, więc ostatecznie skończyłam, jako studentka muzyki klasycznej. Nie była to jakaś moja konkretna decyzja, ale muszę przyznać, że ta muzyka bardzo na mnie wpłynęła i pokochałam ją. Nigdy nie chciałam natomiast śpiewać w operze, ponieważ sceny operowe są z natury bardzo elitarne, kolonialne i rasistowskie. Nigdy nie myślałam o występowaniu w takim miejscu.

Klasyczne śpiewaczki bardzo często mają problem by śpiewać bez klasycznego poparcia, manierycznej techniki. Ty natomiast miksujesz bardzo płynnie techniki, w jakich śpiewasz.  Jaki jest przepis na to, by nie zamykać się w jednym muzycznym stylu?

Zawsze śpiewałam w wielu stylach: od muzyki chóralnej, po jazzowe big bandy, poprzez rytualne hinduskie pieśni, pop, r&b i muzykę rockową. Robiłam to od małego i robię to do dziś, więc jest to dla mnie w pewien sposób naturalne. Tak naprawdę to po prostu różne sposoby wyrażania tego samego. Dla osoby improwizującej ważne jest by być otwartym na różne perspektywy. Uczę się jednak dalej, po to by zawsze móc dodać więcej i rozszerzyć swoje umiejętności.

Wydajesz się bardzo kreatywną i otwartą osobą. Jak wygląda Twoje miejsce pracy? W jaki sposób pracujesz na co dzień?

Dziękuję! Mam biuro / studio w swoim mieszkaniu. To tu głównie pracuję, chociaż czasami robię to w New School, gdzie uczę. Ćwiczę przynajmniej dwie godziny dziennie, to mój codzienny rytuał. Kiedy piszę muzykę, to równocześnie jest to czas dla moich ćwiczeń wokalnych, więc zwykle improwizuję i szukam różnych możliwości, a później powoli zaczynam je przetwarzać. Ćwiczę zazwyczaj w dzień, ale lubię też pisać późno w  nocy. 

Na Twoim debiutanckim albumie „Holy Science” śpiewasz  w sanskrycie, języku starożytnych Indii. Grasz również na harmonium (instrumencie również związanym z kulturą Indii). Jak Twoje hinduskie korzenie wpływają na Twój zachodni styl życia i tworzenia?

Tak naprawdę, większość tego albumu śpiewana jest w języku abstrakcyjnym, nie ma tam w ogóle słów.  Jest jeden kawałek „Kali-Yuga” gdzie używam fragmentów sanskrytu i śpiewu wedyjskiego– pieśni religijnych, które jako mała dziewczynka odmawiałam i już wtedy uważałam za obdarzone wielką mocą. Uważa się, że dźwięki i sylaby mają wrodzoną moc i energię transformacji. To dlatego właśnie wykonuje się te pieśni. Dorastałam śpiewając hinduską muzykę religijną przy akompaniamencie harmonium. To wszystko jest mocno związane z tradycyjną kulturą Indii, w której się wychowałam. Ten rodzaj pieśni nazywa się w hinduizmie bhadźan (ang. bhajan). Moje korzenie bardzo mocną wpływają więc na mój styl pisania muzyki, ale tak naprawdę mam też wiele innych muzycznych inspiracji, szczególnie na nowym albumie. Są tam oczywiście wpływy muzyki hinduskiej, ale także odwołania do Schoenberga, Alice Coltrane, Black Sabath i wiele innych . Natomiast w moim życiu prywatnym, żyje pomiędzy kulturą wschodu i zachodu, w końcu jestem amerykanką o hinduskich korzeniach. Nie czuję potrzeby określenia czy bardziej czuję się Hinduską, czy Amerykanką, ale amerykańska kultura często pokazuje mi, że nie powinnam czuć się Amerykanką, bo przecież nie jestem biała.