„Doceniam każdy kolejny krok i każdą nutę” - wywiad z Grzechem Piotrowskim

Autor: 
Paulina Biegaj
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

 

Każda nuta najnowszej płyty Grzecha Piotrowskiego przejmuje dreszczami, a równocześnie spokojem. Jej tytułowy „One World” kryje w sobie coś więcej. Tak, jak droga do płyty. I nie tylko do niej.

Co skłania Pana do ciągłych poszukiwań?

Jest to ciągła potrzeba rozwoju i poznania. Mam taki wewnętrzny zegar, który motywuje mnie do działania. Każda płyta, każdy mój koncert, zostawia we mnie niedosyt. Wydaje mi się, że mógłbym lepiej, bardziej emocjonalnie, precyzyjniej. Podróże zmieniają perspektywę. Czasem studzą zapał, czasem jeszcze bardziej podgrzewają chęć poznania. Internet jest pełen świetnie wyglądających produkcji, artystów. Nie zawsze jednak to, co wirtualne, zgadza się z tym, co w realu.

Nie każda osoba pozornie miła i ciekawa jest godna poświęcenia naszego czasu. Można to sprawdzić tylko w jeden sposób. Podróżując. Zanim zaproszę kogoś do dłuższej współpracy z World Orchestrą, muszę go poznać.

Czy te poszukiwania muzyczne można przełożyć w Pana przypadku na te egzystencjalne, osobiste? Są ludzie, którzy wciąż szukają, a są tacy, którzy twierdzą, że już wszystko znaleźli...

Ja na pewno szukam, ciągle i bezustannie. Myślę, że z moim charakterem trwać to będzie aż po grób, a stan, który osiągnę, to pewnie - wiem, że nic nie wiem. Ale najważniejsza jest chyba droga do celu. Każdy kto mnie zna, wie, że jestem gadułą. Lubię konfrontacje, dyskusje. Rozmowa z ludźmi to jedna z najciekawszych rzeczy, jaka może nas w życiu spotkać. Jeśli rzecz jasna rozmówca ciekawy. Są to rozmowy o kulturze, różnicach i podobieństwach, o egzystencji i poszukiwaniu. Są też o tym co jeść, jak być zdrowym, czego i kogo się wystrzegać, jak nie zatracić się w tej dżungli i medialnym chaosie. Jak nie zboczyć z obranej drogi. Co odrzucić, w co zainwestować bezcenny czas.

 

Gdy słucham Pana muzyki, mam wrażenie, że to muzyka wyrażająca jednak ten drugi stan, dotarcia do celu. Czym ona jest dla Pana, czy ten spokój, wytchnienie, jakie w niej słychać oznacza, że Pan coś odnalazł, a jeśli tak, to może Pan podzielić się z nami tym, co to jest? Czy jest możliwe w ogóle znalezienie prawdziwego, pełnego szczęścia, jeśli nic nie wystarcza i ciągle pcha człowieka do szukania?

Na pewno jest tak, że po tylu latach grania coś odnalazłem. Tym czymś jest wiedza czego nie chcę robić i na co nie poświęcę więcej czasu. Nie jest tak, że nic mi nie wystarcza. Doceniam każdy kolejny krok i każdą nutę. Ale po chwili są już historią, która nigdy się nie powtórzy Muzyka jaką uprawiamy jest wyższym stanem umysłu i ducha. Jest niewielu artystów, którzy tak naprawdę zaangażują się w stu procentach; koncert z nimi nie jest jobem czy kalkulacją, tylko wiesz, że oddają Tobie pełnię zaangażowania. Odnalezienie takich osób to klucz do sukcesu. Jestem szczęśliwy, że otaczają mnie artyści zaangażowani w to, co robię.

 

Gdy mówić o poszukiwaniach w kontekście płyty "One World", poszukiwanie to jest doniosłe. Udał się Pan w świat. Co dała Panu ta podróż? - pytam o to, co muzyczne, ale także pozamuzyczne.

Muzycznie odnalazłem w końcu w sobie siłę na zbudowanie projektu wokół saksofonu. Opierając się na brzmieniu, wykorzystując każdy szmer, szept, każde uderzenie. Pozamuzycznie ta podróż po raz kolejny dała mi dystans do tego, co dzieje się w Polsce. Jak nie daj Boże włączę telewizor, to jestem przerażony. Media informacyjne sprzedają tylko negatywne informacje, a media tzw. rozrywkowe broczą w dziesiątkach dla mnie niezrozumiałych programów, gdzie egzaltacja tym, że coś się komuś udało, sięga absolutu. Wbija się do głowy dzieciakom, że każdy może zostać gwiazdą. Później rynek  wypluwa ich i - następny proszę. W latach 90-tych żeby zaistnieć, musiałeś coś umieć. Bezdyskusyjnie i bezsprzecznie liczyła się jakość grania.

 

Czy spokój i refleksja, o jakich sam mówi Pan, opowiadając o płycie, to dobry klimat dla szukania, dążenia do czegoś?

Spokój, opanowanie są podstawą wszystkich sensownych działań. Refleksja nad sobą pozwala poprawić błędy, wyciągnąć wnioski. To zawsze daje dobre efekty.

„One World” - jeden świat i „one world” - jeden instrument - jeden muzyczny świat tego instrumentu. Czym musi być tu i jest saksofon, aby mógł stać się całym światem dla Wykonawcy i dla słuchających płyty, aby sam mógł wystarczyć?

Ten świat - Ziemia, i ten instrument – saksofon, są punktem wyjścia do opowiedzenia całej muzycznej przygody. To trudne, bo saksofon musiał wystarczyć, aby objąć brzmieniem prawie całą muzyczną przestrzeń. Spełnienie moich własnych oczekiwań było dla mnie największym wyzwaniem. Nigdy wcześniej nie słyszałem płyty zbudowanej na bazie zaloopowanych saksofonów. Nie miałem zatem punktu odniesienia. Postanowiłem dopełnić nagrania duetami z kontrabasistami Sebastianem Wypychem i Michałem Barańskim, w dwóch utworach gra Bram Stadhouders na gitarze i Larion Diakov na altówce. Na bębnie huculskim zagrał Maciej Kierzkowski a na dafie Robert Siwak. Dla słuchacza niech będzie po prostu kolejną moją płytą do refleksji i zadumy.

 

 

Czy nie jest to bardziej kwesta tego, kto na tak potraktowanym instrumencie gra? Mówi Pan przecież, że muzyka na "One World" to muzyka płynąca prosto z wnętrza...

W muzyce zawsze chodzi o to, kto i jak ją gra. Ale chodzi również o to, jakiego masz słuchacza i czy ten słuchacz jest gotowy wysłuchać cię w pełni skupienia. Tylko wtedy wnętrze muzyka dotrze do wnętrza słuchacza.

Powiedział Pan: „Tylko czas jest walutą i mamy jej bezpowrotnie mniej”. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest Pan, przynajmniej w pewnym sensie, filozofem. Czy jest coś jeszcze, co być może chce Pan nam poprzez swoją muzykę powiedzieć? Pytam o to także z powodu innej Pana myśli - o tym, że ważny jest każdy oddech i najdrobniejszy przejaw dobroci, a także tęsknota za szczęściem. to przecież kwintesencja filozofii, mądrości, życiowych poszukiwań...

Życie jest krótkie, każda chwila jest ważna. Z każdym dniem powoli odchodzimy. Zawsze, kiedy jestem zmęczony i nie chce mi się pracować, wyobrażam sobie siebie u kresu. Wiem, że wtedy oddałbym wszystko za choćby jeden taki zmarnowany dzień. Tyle że będzie już za późno. W takich właśnie chwilach uświadamiam sobie, jak cenne jest to, co mamy tu i teraz i że warto po sobie coś zostawić. To nie jest żadna filozofia. To chęć wykorzystania daru, jaki nam dano.

 

 

Można usłyszeć na Pana płycie efekt nieoglądania się, jak Pan to ujmuje, na mody, na innych. Dlaczego skupienie się na swoim wnętrzu a nie na oczekiwaniach z zewnątrz jest tak ważne?

Wewnętrzna motywacja tworzenia jest u mnie najważniejszą siłą twórczą. Cały czas, w każdej chwili, zaczynając od muzyki, jej organizacji, zmierzając przez podróże, rozmowy, budowanie sieci Jazz In Poland, wydawnictwa Alchemik Records, World Orchestry czy dziesiątek pozamuzycznych działań staram się kreować nową rzeczywistość wokół siebie. Poukładaną, zaplanowaną, konsekwentną, działającą. To wszystko nie byłoby możliwe, gdybym oglądał się na innych. No na kim miałbym wzorować World Orchestrę, skoro dookoła po prostu takiej formacji nie ma.

Moje producencko-kompozytorskie doświadczenie motywuje mnie do działania wbrew wszystkim przeciwnościom losu. U mnie wszystko zaczyna się od idei, pustej kartki papieru, przelotnej myśli, którą możesz uchwycić tylko w tym jednym momencie. Odkładanie tego wszystkiego na później byłoby zgodą na zapomnienie o swoim wnętrzu. Wierzę w moją intuicję.

Jeszcze jednym, jak mi się wydaje, przejawem takiej postawy jest zaproszenie do współpracy muzyka, którego nie chce się, mam na myśli ogólną opinię, kojarzyć z jazzem, a któremu do jazzu bardzo moim zdaniem blisko. Jest to zresztą mój ulubiony artysta, Sebastian Karpiel-Bułecka. Skąd pomysł na zaproszenie jego i innych artystów tak różnorodnych w swojej twórczości? Jedność w różnorodności? Jak wyglądała współpraca z nimi, skoro płyta miała stanowić jedność?

Z Sebastianem znamy się od lat. Cenię go bardzo jako śpiewaka, „głos gór”, postać charakterystyczną. Moja propozycja była dla niego pewnym zaskoczeniem. Ale już po pierwszych dźwiękach w studio wiedziałem, że to był dobry pomysł, a efekt przerósł oczekiwania. Sebastian na „One World” reprezentuje wokalnie Polskę i to słychać. Towarzyszy mu klasyczny wokalny kwartet, w którym Natalia Halicka i Monika Kuczera improwizują wtapiając się w brzmienie saksofonów. Na płycie występują również: Sainkho Namtchylak z Tuvy, Ruth Wilhelmine Meyer z Norwegii, Sadia Youssouf z Cabo Verde, Liz Rosa z Brazylii i Ghostman z Polski. Z każdą z tych osób łączą mnie dość ciekawe i długie historie. Wszystkie one wypełniłyby kilka wieczorów opowieści, najlepiej przy ogniu, z fajnymi ludźmi wokół i dobrym, niekomercyjnym unikatem do picia, na przykład grog z maracują dostępny tylko na Cabo Verde, produkcji małej manufaktury Gaia Spirits lub jakiś inny specyfik rozweselający duszę.

Nie z każdym z Was uda mi się usiąść przy tym ogniu, ale każdy z Was może przeżyć te przygody słuchając „One World” i dzieląc się nim z Waszymi znajomymi, opowiadając własne historie.

I tego sobie życzmy. Dziękuję bardzo za rozmowę.

 

 

Grzech Piotrowski - One World (2015) by Jazzariumpl on Mixcloud