Sara Tavares i Idan Raichel Project- na pograniczach Europy - prawie finał Skrzyżowania Kultur 2011

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Stref europejskiego pogranicza można byłoby z pewnością wybrać wiele. Wiele z tych wielu to także rejony  kryjące w sobie interesującą kulturę muzyczną. Dlaczego więc w tegorocznej edycji Skrzyżowania Kultur w tej sekcji pojawił się akurat muzyk z Izraela i artystka sięgająca po tradycję Wysp Zielonego Przylądka? Nie ma na tak postawione pytanie dobrej odpowiedzi. Chociaż właściwie jest. Dlaczego nie? Można byłoby zadać jeszcze jedno pytanie. Dlaczego  skoro już zgadzamy się na muzykę z tamtych regionów, to mają to być artyści prezentujący nurt rozrywkowy? Tutaj już odpowiedź „dlaczego nie” nie wydaje mi się zadowalająca. Można byłoby przecież sięgnąć po kogoś grającego coś bardziej źródłowego, coś bliższego jakże przecież bogatej tamtejszej tradycji muzycznej. Takie głosy też dało się słyszeć w kuluarowych rozmowach prowadzonych na gorąco, choć gwoli ścisłości trzeba sprawiedliwe odnotować, że zagłuszone zostały przez euforię setek szczęśliwych ludzi, którzy właśnie posłuchali muzyki dokładnie takiej jakiej oczekiwali.

Całkiem ma miejscu byłoby jednak rozpatrywać repertuarową decyzję organizatorów nie tylko z pespektywy dopełnienia idei czystości źródeł, ale także z pozycji konieczności zadbania na takim festiwalu, jakim jest Skrzyżowanie Kultur także i o to aby zaistniało zróżnicowanie także i pod względem wagi prezentowanej muzyki. Słowem, jak ma być multikulturowo to niech będzie, a jak multikulturowość, to dobrze nie odwracać się od jej popularnego nurtu.

Pianista Idan Raichel ze swoim zespołem doskonale wpisuje się w taki nurt. Jest młodym, dwudziestodziewięcioletnim muzykiem z burzą skręconych w dready włosów, do którego spora część damskiej publiczności festiwalu robiła maślane oczy. Jak to obywatel Izraela służył w wojsku, tyle, że nie jako liniowy żołnierz, a bardziej dostarczyciel rozrywki. Wraz z zespołem rockowym objechał tamtejsze bazy wojskowe niosąc ze sobą strawę dla skołatanych strzelaniną dusz żołnierzy. Publiczność miał więc niełatwą. Może tam właśnie nauczył się doceniać co znaczy umiejętność zapanowania nad audytorium? Jako doradca w szkole z internatem dla imigrantów poznał etiopską muzykę folkową i popową i skrzyżował ją ze swoją rodzimą muzyczną kulturą. Zamaczając to wszystko w efektownej szacie estradowego show o naturze popularnej stworzył produkt, który nie może się nie podobać szerokiej publiczności.  Dlaczego? Ano dlatego, że jest, na europejskie i pewnie nie tylko europejskie uszy, na tyle etniczny, żeby budzić zainteresowanie i na tyle popowy, żeby nie wpędzać w zakłopotanie. A słuchacz zakłopotany, zwłaszcza w dużej liczbie to nie jest dobra recepta na sukces. Oto więc efektowny wizualnie i estradowo, choć nie koniecznie muzycznie, Idal Raichel Project stanowił dobry suport dla gwiazdy głównej czyli Sary Tavares.

 

Ta z kolei młoda dama zaprezentowała  prawdziwie imponujący show. Sara jest za przeproszeniem stworzeniem stricte estradowym. Jej muzyka na płytach nawet przez moment nie ma tej siły, jaka bije podczas występów na żywo. Ma też doskonały zespół, precyzyjny, zawodowy, znakomicie brzmiący, wspaniale wyważony i niezawodny.

Sara wychowała się w Portugalii. Jej rodzice pochodzili jednak z Wysp Zielonego Przylądka. Potrzeba było trochę czasu, żeby zwróciła się w swojej muzyce do tych  rodzinnych tradycji i zaczęła adaptować tamtejszą muzyczną tradycję, ale kiedy już to zrobiła to kariera ruszyła z impetem. Śpiewa w trzech językach: portugalskim, kreolskim oraz w lokalnym slangu ulicznym, w oparach którego wzrastała. To jednak ma znacznie drugoplanowe, podobnie zresztą jak jej wcześniejsze sukcesy w konkursie Eurowizji. Znacznie ma natomiast, że Sara swoją liryczną, ale z drugiej strony bardzo pulsującą muzyką potrafi wyrwać ludzi z miejsc siedzących i rzucić w taneczny wir. To ogromna sztuka, mało kto ją posiadł na takim poziomie, przy jednoczesnym nie popadaniu w muzyczny populizm! Bardzo energetyzujący był to koncert, baaardzo!

A jak komuś było mało to jeszcze mógł się udać na afterparty do festiwalowego klubu w „Bratniej Szatni”. Tam też się działo! Inaczej niż na scenie pod namiotem, ale także elektryzująco. I Sara Tavares tam była i Idan Raichel, i muzycy z ich zespołów, i jeszcze Kayah, i Dorota Miśkiewicz, i Mamadou Diouf  i nade wszystko grupa polskich folkowych muzyków, którzy rozkręcili całe to transkulturowe jam session. Szczerze mówiąc to nie byłoby źle, gdyby dumni jazzmani i niektórzy jazzfani od czasu do czasu zażywali takiej muzycznej kąpieli. Może przypomniałoby się tym pierwszym, że grają dla ludzi, a tym drugim, że nie potrzeba zanadto się napinać w kontaktach z muzyką.