Rezydencja Pata Metheny’ego na 21. Zadymce Jazzowej - relacja

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
Dorota Koperska

XXI edycja LOTOS Jazz Festivalu Bielska Zadymka Jazzowa wzbogaciła się o instytucję artysty-rezydenta festiwalu. Tegorocznym inauguratorem tej funkcji okazał się legendarny gitarzysta, magnetyzujący rzesze fanów różnych odmian jazzu: free, fusion, postbop, electric, i in. - Pat Metheny.

Sylwetki tego artysty nie trzeba szczególnie przybliżać: wypracował charakterystyczny, rozpoznawalny styl, eksperymentował z brzmieniami, instrumentami, tworzył i współtworzył rozmaite projekty muzyczne, od solowych, przez kameralne, grupowe, aż po rozbudowane, orkiestrowe realizacje, które mimo rozmachu, zachowywały charakterystyczny, indywidualny ślad Pata Metheny’ego.

Metheny uczestniczył w szeregu imprez i wydarzeń, które były związane z jego funkcją rezydenta festiwalu, jednak bez owijania w bawełnę można oznajmić, że najbardziej oczekiwane były występy sceniczne, które miały się odbyć dwukrotnie podczas Zadymki: raz w sali Bielskiego Centrum Kultury, podczas kameralnego koncertu, jako trio, z towarzyszeniem Dariusza Oleszkiewicza na kontrabasie i Jonathana Barbera na perkusji, oraz drugi raz, z towarzyszeniem Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, w słynnej sali koncertowej NOSPR w Katowicach, podczas finałowego koncertu tegorocznego festiwalu.

Piątkowy koncert artysta rozpoczął przestrzennym, melodyjnym utworem wykonywanym na słynnej 42-strunowej gitarze Pikasso o dwóch gryfach i niezwykłym, wyjątkowym brzmieniu. Kompozycja nawiązywała chwilami brzmieniowo do orientalnych klimatów, z subtelnymi dźwiękowymi smaczkami, specyficzną artykulacją i modulacją tonów.

Później gitarzysta zmieniał jeszcze kilkakrotnie instrumenty: gitara skrzypcowa o miękkim, głębokim brzmieniu, „akustyk”, elektryczna, rockowa gitara, dzięki której Metheny ożywił kilka utworów i wprowadził pewną różnorodność stylistyczną do prezentowanego na scenie BCK materiału. Całe szczęście, bo choć można było zachwycać się wirtuozerią, umiejętnościami warsztatowymi gitarzysty, to cały set mógł nieco nużyć, o ile nie jest się wiernym, bezkrytycznym fanatycznym wyznawcą tego gitarowego wyznania.

Zaprezentowany materiał obfitował w momenty liryzmu, sentymentalne, subtelne, oparte na miękkich, jasnych dźwiękach, z których składały się poszczególne kompozycje koncertu.

Towarzysząca gitarzyście perkusja nadawała energii, tempa, porządkowała kształt utworów, a żywy, krótki bas, dopełniał linie melodii kreślonych przez gitarę Pata Metheny’ego.

Publiczność doceniła rozpoznawalne środki wyrazu, stylistykę, w której wyczuwalna była melancholia, nieoczywiste harmonie, skomplikowane akordy.

Było pięknie, choć jednak przewidywalnie - niespodzianek właściwie nie zarejestrowałem. To był występ, który ci, co kochają Pata za jego rozpoznawalny zapamiętali z zachwytem i oczarowaniem.

Zabrakło według mnie intrygującej wizualnej oprawy koncertu - świateł, efektów, które nadałyby występowi ekspresji, ekscytacji.

W niedzielny wieczór mogliśmy zobaczyć i usłyszeć gitarzystę, basistę i perkusistę w przepięknej i akustycznie doskonałej sali NOSPR w Katowicach, gdzie Metheny wykonał premierowo utwory z projektu Beyond the Missouri sky and more, który bazował na wydanej w 1996 r. płycie Beyond the Missouri sky nagranej wspólnie z Charlie Haydenem.

Towarzyszenie orkiestry, piękna wizualna oprawa widowiska, dźwięk, który zachwycał głębią i zadziwiał selektywnością, dokonały dzieła. Publiczność słuchała oniemiała z zachwytu kompozycje, które swoją malowniczością budowały niezwykły klimat, zdawały się być ścieżką dźwiękową z nieistniejącego, poruszającego filmu.

Bezsprzecznie, gwiazda Pata Metheny’ego jaśniała chyba najmocniej podczas tegorocznej Zadymki.

Od niedzieli czekamy na kolejną odsłonę festiwalu, spodziewając się kolejnych niespodzianek i jeszcze większych emocji.