Jazz Juniors 2013: dwa sposoby na klasykę, dwie drogi do muzyki - RGG plays Szymanowski i Peter Beets Plays Chopin

Autor: 
Maciej Karłowski

Po trzech dniach cyklu Visegrad Jazz & Visual Arts 37 edycja Jazz Juniors przeszła do sedna. W niedzielne popołudnie odbył się konkurs młodych zespołów, skądinąd pewnie najważniejsze wydarzenie w Polsce zadedykowane zaczynającym swoje jazzowe życie artystom. O tym jak, bodaj pierwszy raz w takim międzynarodowym kształcie powołane, jury głosowało i kogo postanowiło wyróżnić oraz nagrodzić pisaliśmy w newsie niedawno. Pora więc przejść do tego co zdarzyło sie gdy już cześć konkursowa została zamknięta.

A stały się dwa koncerty. Obydwa bardzo różne, choć spięte podobną ideą – jak przejść jazzowym krokiem przez morze muzyki klasycznej ze sztandarem Karola Szymanowskiego i Fryderyka Chopina w dłoni. Pokazały nam to dwie formacje RGG – zespół doskonale wszystkim czytelnikom Jazzarium znany oraz pewnie mniej znane w Polsce trio prowadzone przez holenderskiego pianistę Petera Beetsa. W obydwu przypadkach ogłoszona etykieta Szymanowskiego i Chopina nie była potraktowana literalnie. Dla obydwu grup była jedynie pretekstem do wspólnego muzykowania.

Licznie przybyła do Forum Przestrzenie publiczność, jeśli mierzyć jej preferencje intensywnością braw wskazała raczej na Holendra, który odwoławszy się do znanych chopinowskich melodii zagrał czystej niemal wody mainstreamowy jazz, taki jaki niegdyś zdarzało się nawet słyszeć na klubowych jam session. Sam Peter Beets zresztą chyba w ogóle hołduje idei, że muzyka musi za sobą nieść jak to powiedział „fun”. No i teraz sprawa się trochę komplikuje bo też i ten „fun” może przybierać bardzo różne postaci. Od rozrywki przyprawiającej twarze o uśmiech, wyobraźnię o relaks, a nóżkę zmuszając do tupania, po smakowitą szaradę, gdzie przyjemność nie leży już tak bardzo na wyciągnięcie ręki i jej źródła poszukać trzeba głębiej, nieco uważniej śledząc, jakimi drogami podąża wrażliwość twórcy. 

Do takiego poszukiwania „funu” namawia RGG i cenę za to płaci niemałą. Bo ostatecznie jak nie gra się dobrze znanych formuł, to i na impet braw nie można za bardzo liczyć. Od czasu powstania RGG wydaje się grać, najciszej, najoszczędniej w całej swojej karierze, dobywając muzykę z ciszy i w ciszy ją zostawiając, ale też ich muzyka ma chyba właśnie dzisiaj największy w całej historii grupy rozmach. Może to dlatego, że idąc w stronę grania tylko tych dźwięków, które potrzeba, i tylko w takiej ilości, w jakiej to konieczne, zespół pozostawia miejsce dla słuchacza, który tak jak oni może do muzyki przynieść cząstkę siebie i zobaczyć jak będzie ona żyła w takiej muzycznej rzeczywistości i nie będzie w tym otoczeniu ciałem obcym i niemile widzianym. Dla mnie to bardzo ważny aspekt obcowania z muzyką, nawet jeśli nie wiedzie to przyjemności wyrażanej rytmicznym wybijaniem rytmu stopą.

Tak więc dwa tria fortepianowe, dwóch wielkich polskich kompozytorów jako pretekst do tworzenia własnej muzyki, dwa różne kierunki i dwa bardzo odmienne miejsca, w jakie słuchacz może zostać zabrany. Każdy wybierze własne. Ja pojadę raczej w drogę z RGG.