Zero Prawdy
Antoni Beksiak z pewnością nie jest jazzmanem, choć jest muzykiem improwizującym. Nie da się go umieścić w żadnej gatunkowej, stylistycznej szufladce. Wspólnym mianownikiem wielu jego projektów są odwołania do tradycji ludowej i eksperymenty z głosem ludzkim. Na płycie „Zero Prawdy”, debiucie formacji Śniedź, którą Beksiak współtworzy Aleksandrą Klimczak, nie znajdziemy jednak (poza jednym utworem) bezpośrednich odniesień do ludowszczyzny. Jeśli już, to szukać można tu dalekiego echa uduchowionego, magicznego post-folku z tradycji kultowego Obuha, przefiltrowanego przez doświadczenia post-industrialu.
Beksiak jest muzykologiem, wszechstronnym, cenionym krytykiem, współzałożycielem „Domu Tańca”. Był kuratorem festiwali „Turning Sounds”, „Gębofon” i „Ad Libitum”. W ostatnich latach prowadził grupę Niewte, która ma na koncie album „Osmętnica electronica” wypełniony muzyką błyskotliwie łączą tematy oparte na polskich melodiach tradycyjnych z elektroniką z obszaru - powiedzmy – post-techno. Klimczak to sopranistka, absolwentka Wydziału Wokalno-Aktorskiego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Współpracuje z Filharmonią Narodową czy Polską Operą Królewską, prezentując repertuar barokowy, klasyczny i romantyczny, a jednocześnie udziela się na polu muzyki improwizowanej i szeroko pojętego współczesnego sound artu. Oboje są bardzo świadomymi i kompetentnymi artystami. To erudyci, funkcjonujący na pograniczu świata instytucjonalnej muzyki „wysokiej” i awangardowego undergroundu.
Płyta „Zero Prawdy” powstała w w procesie improwizacji, a następnie materiał poddany został edycji i montażowi. Główne tworzywa duetu to elektronika i głosy. Beksiak i Klimczak czerpią z estetyki muzyki konkretnej, noise'u, glitchu czy dark ambientu. Filtrują te tradycje przez własne, bardzo specyficzne wrażliwości. Jest w twórczości Śniedzi pierwiastek mistyczny. Klimat bywa iście upiorny, ale mamy tu też dozę surrealizmu i ironii. Artyści konstruują utwory z dobrym wyczuciem dramaturgii, manipulując intrygującym arsenałem elektroakustycznych środków. Muzyka jest oszczędna, skupiona, a zarazem szorstka, chropowata, surowa. Wokale, zwykle mocno przetworzone, operujące pojedynczymi sylabami, układają się w długo wybrzmiewające, spogłosowane drone'y, albo pulsujące struktury - przywołując jakieś tajemnicze rytuały. Od całości najbardziej odstaje "Tajemniczy szept liści" - prosta, folkowa piosenka o groteskowym posmaku.
Bardzo interesująca płyta, która spokojnie mogłaby się znaleźć w katalogu czołowych wytwórniach zajmujących się współczesną elektroniczną czy elektroakustyczną awangardą, jak Touch albo Mego.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.