Timeline

Autor: 
Maciej Karłowski
Yellowjackets
Wydawca: 
Mac Avenue
Dystrybutor: 
Multikulti
Data wydania: 
26.08.2011
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Russell Ferrante: piano, keyboards; Jimmy Haslip: bass; Bob Mintzer: saxophones, bass clarinet; Will Kennedy: drums, keyboards; Robben Ford; guitar (5); John Daversa: trumpet (2, 8)

No i mamy jubileusz i to nie byle jaki i nie przez byle kogo obchodzony. Słynny zespół Yellowjackets obchodzi w tym roku swoje trzydzieste urodziny. Z tej też okazji otrzymujemy jego nową płytę, tak na marginesie zresztą 21 w historii formacji. Dodatkową gratką jest z pewnością także, ale to już raczej dla zagorzałych fanów bandu, że po bodaj ćwierćwieczu w składzie usłyszeć możemy jednego z ojców założycieli, gitarzystę Robena Forda.

Jakby nowinek komuś było mało to dorzucę jeszcze fakt, że grupa niedługo przed wydaniem albumu podpisała kontrakt z nowym labetem, a jest nim Mac Avenue. Tak więc mamy rozplanowane na 11 odsłon przeżycie jubileuszowe, napisane i zaaranżowane wedle reguł, z których Yellowjackets jest od trzech dekad znane. Oto więc mamy muzykę napisaną i zagraną przez instrumentalistów o świetnym warsztacie. Niektórzy nawet określają go nienagannym. I zapewne mają rację. Owa warsztatowa biegłość dotyczy nie tylko umiejętności gry, ale również spraw związanych z kompozycją. Znakomita większość wyszła spod piór saksofonisty Boba Mintzera oraz pianisty Russela Ferrante i to jest mocna gwarancja jakości oraz dopełniona pojedynczymi interwencjami gitarzysty basowego Jimmy’ego Haslipa i perkusisty Williama Kennedy’ego.

Yellowjackets, szczególnie po odejściu Marca Russo obrał drogę, którą podąża do dziś, a więc spokojnie przemierza jazzowe przestrzenie już nawet nie utartymi szlakami, ale idealnie zaprojektowaną autostradą, o równej nawierzchni i wygodnie zaprojektowanych poboczach. Gdzie ta droga wiedzie? Otóż do ogólnej przyjemności i swojej własnej, bo ostatecznie ja się tak gra przez 30 lat, to musi się to lubić, i dla frajdy słuchaczy, którzy chyba nie pogodziliby się ze zmianą brzmieniowego emploi.

O ile rzeczywiście sporo muzyki jazzowej w swojej brzmieniowej agresywności uważana jest przez odbiorców za intelektualną, o tyle w Yelowjackets sprawia wrażenie jakby za wszelką cenę starał się udowodnić, że nawet największą wiedzę można zamaskować niemrawą delikatnością. Muzyka toczy się więc gładko, bez wstrząsów, fakt nie bezmyślnie, ale także nie jakoś szczególnie rozbudzająco wyobraźnię.

Co kto lubi! Ja akurat aż tak wielkiego komfortu jazdy nie lubię. Jeden z przyjaciół porównał muzykę Yellowjackets to jazdy samochodem z automatyczną skrzynią biegów, w podtekście, że nic się nie dzieje i prawie zasnąć można z nudów. Możliwe, że to trafne porównanie. Nie mam w tej materii doświadczeń, ale wysłuchawszy wszystkich dotychczas wydanych płyt grupy ciągle się zastanawiam jak to możliwe, żeby przez tyle lat nie udało się jej zagrać tematu, który tak zwyczajnie, po ludzku zapadłby na trwałe w pamięć.

Why is It; Tenacity; Rosemary; Timeline; Magnolia; A Single Step; Indivisible; Like Elvin; My Soliloquy; Numerology; I Do