Ornette On Bass
Płyta Marcina Olesia to bodaj pierwsza w Polsce płyta na kontrabas solo. Nie tylko to wyróżnia jej pierwszeństwo. To także pierwsza na świecie transkrypcja nagrań Ornette Colemana na solowy kontrabas. Marcin nie kryje swoich fascynacji Colemanem, a z projektem tym obnosił się długo.
W sumie najchętniej powiedziałbym: jaka płyta jest? - sami posłuchajcie. Bowiem Ornette to nie tylko marcinowa fascynacja, ale także i moja. Trudno doprawdy jest pisać o czymś, co się ma doskonale zakodowane w pamięci otrzymujące tego czegoś kompletnie odmienny przekaz. No właśnie - przekaz. Myślę, że "Ornette on Bass" należy rozumieć właśnie przez pryzmat owego przekazu.
Wiele solowych produkcji powoduje, że spoglądamy na nie przez pryzmat wirtuozerii, "zawodów" niemal, jak mi się wydaje obrazu zbudowanego przede wszystkim przez solowe koncerty klasyczne. "Ornette on Bass" z muzyką klasyczną nie ma nic wspólnego, nie ma też nic wspólnego z klasycznym koncertem na instrument solowy. Próbujmy, zatem dotrzeć do tej muzyki odmiennie. Przede wszystkim odrzućmy nasuwające się natrętnie, ale przecież kongenialne brzmienia kwartetów i triów Colemana - wymażmy je z pamięci. Spowodujmy, że ich nie ma. Spróbujmy sobie wyobrazić grane przez Marcina nuty. Niech się pojawią przed oczami. A potem je zamknijmy. Pamiętając jedynie melodię, lub nawet jedynie jej strzępy, spróbujmy dać się unieść Marcinowi w jego karkołomnej przez owe nuty podróży.
Nie jest to łatwe. I nie jest proste. Melodyjne (Coleman, to chyba jedyny twórca free jazzu komponujący tak melodyjne i łatwo wpadające w ucho utwory, a "Lonely Woman" od lat nieodmiennie jest w czołówce moich ulubionych) tematy niech zostaną przenicowane brzmieniem kontrabasu. Jeśli po pierwszym utworze nie wyłączycie CD, jeśli będziecie chcieli posłuchać następnego nagrania, jeśli dotrwacie tak do końca, to basista zdał egzamin. U mnie na pewno.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.