Love, Peace And Soul
Katalog inspiracji i muzycznych źródeł Dona Byrona, amerykańskiego klarnecisty i muzycznego kameleona, jest niezwykle szeroki. Niemal tak szeroki jak spektrum zainteresowań Johna Zorna. Byron dał się poznać jako muzyk eksperymentujący. W przeszłością chętnie zabierał się za odważne projekty, łączące jazz z muzyką elektroniczną, klezmerską, rapem czy funkiem. Na swojej najnowszej płycie „Love, Peace And Soul”, klarnecista podejmuje tematykę gospel. Na album składa się dwanaście utworów autorstwa Thomasa A. Dorseya - „ojca czarnego gospel”. Byron zatrudnił wielu muzyków (między innymi gościnny udział zanotował gitarzysta Vernon Reid), by nadać swojej wersji religijnych pieśni masywne brzmienie nawiązujące do nowoorleańskiej tradycji Louisa Armstronga czy Sidneya Becheta. Z drugiej strony wpływy sięgają aż legendarnej czarnoskórej gitarzystki, „Siostry” Rosetty Tharpe. Spory wachlarz możliwości. Zespół nazwany Don Byron's New Gospel Quintet zatrudnia również wokalistkę, D. K. Dyson.Byron jest znany jako jeden z niewielu czarnoskórych muzyków, którym udało się przełożyć na język jazzu muzykę żydowską. A rodzime gospel okazuje się za trudne. Niestety, płyta nie działa. Jest to z pewnością ciekawy eksperyment – tradycje gospel towarzyszą rozwojowi muzyki jazzowej od samych jej narodzin, są jej częścią, kto wie, jak znaczną. Więc jazz jakby źródłowo niesie z sobą nutkę gospel, niezależnie od okoliczności. Ciekawie jest słuchać kolejnej – nie tak często powtarzanej jednak – próby interpretowania zasłużonej twórczości Dorseya. Jednak brzmi to groteskowo. Nie wiem, może miało tak zabrzmieć. Gospel i blues to takie niezwykłe rodzaje muzyki, w których bardzo trudno jest ukryć się za samą tylko sprawnością techniczną. Brzmienie Don Byron's New Gospel Quintet jest sterylne i ulizane, jak się da. Do przesady. Barwa głosu wokalistki jest tak wyszkolona, że aż irytująca w odbiorze. To samo tyczy się również samych aranżacji – nie wnoszą nic do myślenia o tych utworach. Po prostu je odegrano. Drastyczny jest przypadek utworu „Take My Hand, Precious Lord”, który brzmi po prostu śmiesznie i płytko. Przykro słucha się tej przejmującej pieśni w tym wykonaniu jeśli ma się w pamięci ten utwór zaśpiewany przez Mahalię Jackson. Może niesprawiedliwie jest porównywać rzemieślników do artystów, ale ponoć jeśli się z kimś mierzyć, to tylko z najlepszymi. Pieśni gospel, śpiewane z werwą i pasją, które wynagradzały muzyczne niedostatki, podane są tu na zimno, bez ducha. A że gospel to rodzaj muzyki podatny na interpretacje dowiódł choćby amerykański muzyk Ben Harper, nagrywając płytę „There Will Be A Light”. Więc da się i nawet nie trzeba być bóg-wie-jakim muzykiem.Mimo wszystko nawet jeśli eksperyment Byrona wydaje mi się nieudany (z pewnością znajdą się słuchacze, którzy z moim zdaniem się nie zgodzą), płyta „Love, Peace And Soul” jest istotnym wydarzeniem, ponieważ utrzymuje przy życiu tradycję, wydawałoby się, dawno już nieaktualną i odesłaną na śmietnik historii. A tu proszę – okazuje się, że nadal ciekawie jest posłuchać pieśni kogoś takiego, jak Thomas A. Dorsey. Nawet w wykonaniu kwintetu gospelowego Dona Byrona.
01 – Highway To Heaven, 02 – When I’ve Sung My Last Song, 03 – It’s My Desire, 04 – Sham Time, 05 – Consideration, 06 – Take My Hand, Precious Lord, 07 – Beams Of Heaven, 08 – Hide Me In Thy Bosom, 09 – Himmm, 10 – I’ve Got To Live The Life I Sing About In My Song, 11 – Didn’t It Rain, 12 – When I’ve Done My Best