Przeczytaj

  • Wistfully

    Dave Rempis zapewne do końca świata kojarzony będzie z drugim saksofonem The Vandermark 5 (formację uznać chyba możemy za out of print), jednakże pogłębiona analiza jego dokonań poza macierzystą do niedawna formacją, wskazuje, iż niewątpliwy talent improwizatorski, wciąż stosunkowo młodego Amerykanina (rocznik 1975), rozwija się we właściwym kierunku.

  • Libelid

    Ta płyta jest dla mnie pamiątką po tegorocznej edycji Krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej. “Libelid” Oli Bilńskiej to zbiór pieśni miłosnych śpiewanych w języku jidysz. Muzycznie jest to bardzo bliska kontynuacja poprzedniej płyty “Berjozkele”, bedącej zbiorem kołysanek, o której miałem okazję pisać rok temu, nieprzypadkowo również w związku z festiwalem.

  • Kalo Yele

    We współczesnej muzyce jazzowej bardzo istotne są wyróżniki. Nagrane zostało już tak wiele, że oryginalność stała się cechą standardową. Jedni skupiają się więc na nowym materiale, inni na nietypowej formie, czy niecodziennym składzie zespołu. Aly Keita, w świecie jazzowym zaistniał za sprawą swojego oryginalnego instrumentu – Balatonu - dalece odbiegającego od jazzowego kanonu.

  • Johnny Griffin - Polish Radio Jazz Archives vol. 11

    Gdzieś wśród moich winylowych zdobyczy ostatniego roku znajduje się mocno trzeszczący album z Jazz Jamboree '63, na którym to można posłuchać wyśmienitego wykonaniu “Cherokee” przez kwartet Johnny Griffina. Saksofonista w szalonym tempie rozwija kolejne harmoniczne wariacje tego klasycznego bopowego tematu, Kenny Drew nie pozostaje dłużny, wszystko napędzane pulsem basu i gitary rytmicznej.
  • Unity Band

    Kolejna płyta Pata Metheny jest jak widokówka, którą gitarzysta wysyła nam ze swojej podróży przez muzykę. Opowieść zaczyna w miejscu, w którym zostawił nas na swojej ostatniej płycie - balladowym, akustycznym solo. Po chwili jednak dołącza do niego nowy kwartet z Antonio Snachezem na perksuji, Benem Williamsem na kontrabasie i Chrisem Potterem na saksofonach i klarnecie basowym.

  • David & Goliath

    Trudno zliczyć, ile to już razy wszelkiej maści muzycy jazzowi/awangardowi mniej lub bardziej zasadnie brali się za wątki żydowskie. Wnikliwe opracowanie tego tematu zaowocowałoby zapewne nader obszerną księgą. Niewiele tradycji muzycznych zostało jednakże dzięki temu na tyle sposobów twórczo rozwiniętych. Tym bardziej zaskakuje pojawianie się dzisiaj płyt takich jak ta.

  • Argonautica

    Cytując luźno za opisem zawartym na stronie muzyka, Argonautica to swoiste połączenie aleatorycznej i minimalistycznej estetyki kompozytorskiej, wtłoczonej w idiom wczesnego fussion, gdy określenie jazz/rock było niemile widziane. To także hołd Nate’a dla bohatera lat swej młodości, trębacza Rona Milesa i jego płytyMy Cruel Heart z roku 1996.
     
  • Zookeeper's House

    We free-jazzowym światku mamy wielu artystów, o których zapomnieć nie sposób bo raz po raz przypominają nam o sobie coraz to nowym projektem czy wydawnictwem płytowym. Nie należy na pewno do nich Jemeel Moondoc, do którego znakomicie pasują anglojęzyczne “underrecorded” czy “undersung” określającego muzyka niedocenianego, którego muzyczna kariera jest słabo udokumentowana. 
     
  • Conversations I / II

    W ostatnich artystycznych przedsięwzięciach Roscoe Mitchella - analogicznie jak w przypadku innego freejazzowego giganta, Wadady Leo Smitha  widać pewną wyraźnie zarysowującą się prawidłowość.

  • NYC Five

    „NYC Five” to nie pierwsze udokumentowane na albumie spotkanie saksofonistki Angeliki Niescier i pianisty Floriana Webera, ale jest to ich wspólny debiut w katalogu wytwórni Intakt Records. Ta dwójka wybitnych europejskich artystów zaprosiła znakomitych nowojorczyków – trębacza Ralpha Alessiego, kontrabasistę Christophera Tordiniego i perkusistę Tyshawna Soreya. Wielkie oczekiwania, jakie spotkanie muzyków tej klasy musi wzbudzać, są na „NYC Five” spełnione w sposób nie podlegający wątpliwości.

  • Unimaginable Game

    Trębacz Artur Majewski, którego znamy m.in. z takich zespołów jak Robotobibok, Mikrokolektyw czy Foton Quartet, zdaje się spieszyć powoli. Nie jest artystą, o którym moglibyśmy powiedzieć, że jest bardzo aktywny wydawniczo. Na regularne, studyjne płyty flagowego projektu Majewskiego, czyli Mikrokolektywu, trzeba czekać stosunkowo długo. Podobnie było z jego pierwszą solową płytą, która od momentu nagrania przeleżała w archiwach artysty prawie cztery lata. “Unimaginable Game” ujrzała jednak w końcu światło dzienne na Bandcampie i jest dostępna w różnych formatach elektronicznych.

  • Hello Earth - The Music Of Kate Bush

    Pisaliśmy nie tak dawno o tym jak to zespół Claudia Quintet nagrał swoją najnowszą płytę z dwoma wokalistami. Sensacyjny był rzecz jasna udział w projekcie Kurta Ellinga. Drugi ze śpiewaków do niego zaproszony Theo Bleckmann siłą rzeczy ze sławą Kurta jeszcze mierzyć się nie może więc pozostał na drugim planie krótkiego newsa. Teraz jednak pozostawać tam już żadną miarą nie może, bo oto wydał przed kilkoma tygodniami swoją nową płytę, która co więcej, ma szansę przynieść mu więcej sławy niż wszystkie dotychczasowe wydane pozycje w dyskografii razem wzięte.

  • Mats Gustafsson w Cafe Kulturalna - krzyczące serce jarla

    Mats Gustaffson to ma chyba klawe życie. Owszem jest człowiekiem zapracowanym. Nieustannie jeździ po całym świecie z niezliczoną ilością swoich projektów muzycznych i najrozmaitszych składach, ale obecnością koncertową i wydawniczą co najmniej onieśmiela. Każdy z jego występów to wysiłek ogromny, co widzimy na własne oczy, bo trzeba przyznać, że słynny Szwed mieszkający w Austrii, nie tylko gra jak Thor, ale też i dokonuje czynów fizycznie bardzo wyczerpujących.

  • Anguis Oleum

    Nowojorskiego alcistę Tima Berne’a nie zaliczylibyśmy do nadmiernie pracowitych muzyków, wszakże w ramach swojej bieżącej formacji Snakeoil, dostarcza nam nowe płyty dość regularnie. Po trzech studyjnych ujawnieniach w ramach monachijskiego ECM, tym razem edycja koncertowa, zrealizowana przez osobistą wytwórnię Tima – Screwgun Records, w edycji limitowanej, dwustu sztukowej.

  • Matana Roberts - babka graciarka czy artystka totalna

    Kiedy przyjechała do nas kilka lat temu po raz pierwszy zapowiadała, że będzie wracać. Spodobało się jej się u nas. Uległa fascynacji Warszawą, historią miasta, ludźmi, których poznała wówczas, choć pewnie aż tak wielu poznać nie zdążyła. W kolejnych latach pewnie może znalazła kolejnych, może zacieśniła te pierwsze znajomości. Właściwie wraca do nas wraz z kolejnymi rozdziałami swojej wielkiej, planowanej na 12 części sagi „Coin, Coin”. W czartek, w nocy pokazała rozdział trzeci.

Strony