Molting
Krajowy duet free jazzowy uderza po raz trzeci! Tym razem w formule rozszerzonej, jak to często bywa w przypadku working duetów. Przy tej okazji następuje jeszcze jedna zmiana – Małkowski sięga także po gitarę elektryczną i zdaje się, że w wymiarze czasowym gra na niej częściej niż na saksofonie. Każda zmiana bywa rozwojowa, zwłaszcza, gdy do stałego duetu sax & drums dochodzi drugi instrument dęty, ale czy służy efektowi końcowemu, to już pytanie retoryczne.
Początek albumu jest spokojny, post-jazzowy, z nutą barwionego dubem swingu na gryfie gitary. Ciekawie frazuje trąbka - nie wychodzi przed szereg, ale zdaje się zdobić każdy fragment opowieści. Narracja często staje się tu opowieścią duetu trąbka i perkusja, a ów zabieg nierzadkim zjawiskiem także dla innych epizodów płyty. W połowie drugiej odsłony do gry wchodzi saksofon, który w mgnieniu oka podrywa trio do free jazzowego lotu i sprawia, że emocje rosną jak słupek rtęci w trakcie upału. Podkreśleniem tego stanu rzeczy jest intensywna, ostra przebitka, która wypełnia część trzecią. Kolejne trzy utwory, to powrót gitary. Raz jest to jazzowa post-ballada, innym razem umiarkowanie dynamiczna jazda w estetyce … country and western, wreszcie garść intrygujących preparacji na dobrze zaciągniętym ręcznym. Album finalizuje najdłuższa, ponad 10-minutowa opowieść, która mieni się wszelkimi kolorami tęczy. Jej jakość buduje saksofonista i zmysł dramaturgiczny trębacza i perkusisty. Początek jest dość krzepką introdukcją trąbki i perkusji. Saksofon wchodzi na gry wyjątkowo wystudzony. Narracja interesująco rozwija się, sięga po kolejne, free jazzowe atrybuty, pachnie dobrym Aylerem na kilometr. W ramach wieloczęściowej kulminacji przez kilka chwil Skerebotte Fatta znów jest ognistym duetem sax & drums! I takim chcemy go zapamiętać!
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.