Jutro rozpoczyna się kolejna edycja festiwalu Warsaw Summer Jazz Days i jak to zazwyczaj bywa na scenie klubu Stodoła wystąpi spory zestaw jazzowych big names głównie z USA.
Te nieliczne, nieamerykańskie wyjątki w programie to brytyjska formacja ILL CONSIDERED założona przez brytyjskiego saksofonistę bengalskiego pochodzenia bengalskiego Idrisa Rahmana, łącząca jak to anonusą materiały promocyjne afrobeat z post punkiem, reggae i spiritual jazzem. Listę dopełniają dwa koncerty młodych polskiech zespołów, które w tym roku wygrały w konkursie Fonograficzny Debiut Roku, organizowanym dorocznie przez NIMiT.
Bedą to: Ziółek Quartet, a więc formacja załozona przez painistę Grzegorza Ziółka, w której grają również, Marcin Elszkowski – trąbka, Piotr Narajowski – kontrabas oraz Miłosz Berdzik – perkusja oraz trio The Creature, bardzo młodego perkusisty Artura Małeckiego, którego wspierają Michał Aftyka na kontrabasie i Przemysław Chmiel na saksofonach i klarnecie basowym. Należy się spodziewać, że wzorem poprzednich edycji festiwalu, koncerty jazzowej młodzieży będą zamykały kolejne dwa dni festiwalowe i idbędą się po tym jak ze sceny zejdą główne gwiazdy festiwalu. Tak więc kiedy już w wielkim finale zaprezentują się Cecile Mc Lorin Salvant i Steve Coleman & Five Elements na scenę wkroczą kwartet Grzegorza Źiółka, a dzień wcześniej, 9 lipca, gdy już opadnie kurz po fajerwerkach Stanleya Clarke'a, scena oddana zostanie Arturowi Małeckiemu. W takiej sytuacji pozostaje tylko nadzieja, że publiczność festiwalowa znajdzie chęć zostania do końca i posłuchania tego, co mają do zaprezentowania młodzi polscy muzycy. Inaczej idea promocji młodych okaże się jedynie pustą ideą.
Do beczki miodu jednak wdarła się wielka łyzka dziegciu. Jak zapowiedział w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, założyciel i szef artystyczny festiwalu Mariusz Adamiak (...) WSJD 2022 to chyba będzie ostatni taki festiwal. Wchodzimy w poważny kryzys związany ze zmniejszającymi się dotacjami, a co za tym idzie, kolejne festiwale będą skromniejsze. W tym roku jeszcze mi się udało zaprosić artystów z najwyższej półki, mimo że straciłem część dotacji. Ale po programie innych festiwali widać, że nie mieli tyle szczęścia.
Nie sposób też nie zgodzić się z innym stwierdzeniem Mariusza Adamiaka: Jak się robi oszczędności, to kultura zawsze dostaje po głowie. Pretekstem jest kryzys, pandemia, wojna, choć na inne wydatki pieniądze się znajdują. O tym jednak, jakkolwiek złowrogo by to nie brzmiało, mieliśmy w ostatnich latach aż nadto wiele okazji żeby się przekonać. Wypada więc tylko mieć nadzieję, że w jakiejś formie Warsaw Summer Jazz Days, bądź co bądź jeden z najważniejszych festiwali jazzowych w Polsce, po trzech dekadach nie zniknie z jazzowej mapy. Byłaby to szczególnie dla warszawskiej publiczności ogromna strata.